Większość historii Kinga najlepiej przerwać tuż przed ostatnimi 10% procentami, bo można nieźle się rozczarować zdolnością Pana Króla do przesadzania.
Chyba żaden inny pisarz nie ma takiej tendencji do zmieniania tonu swoich opowieści na ostatniej prostej- podobnie jest i tutaj.
Gdyby wyciąć te nieszczęsne 10 minut film byłby o wiele lepszy. A tak filmowcy powtarzają to, czego widz już zapewne się domyślił, wywalają całą niejednoznaczność i symbolizm do kosza. Szkoda.