Muszę przyznać, że można się na tym nawet popłakać.
Na prawdę interesująca pozycja. Denerwowowało mnie szczerze mówiąc to, że przez większość filmu facet nie miał żadnych objawów, przez co było mniej widowiskowo ^^
Trop podany przez założyciela/kę tematu jest dobry, facet umiera przez cały film a tego procesu prawie nie widzimy. Owszem pod koniec, scenarzysta ,,zmusił się" i pozwolił bohaterowi nie chodzić. a przecież obok atrofii mięśni zwykle pojawia się zwiotczenie zwieraczy i mógłby, ten umierający na raka z przerzutami, choćby zrobić pod siebie. Ale to już mogłoby bardziej zachwiać sympatią widza, który to widz i tak ma zachwianą bo tenże bohater pozwolił sobie w dzieciństwie na fantazję o cyrku i na tę fantazję nabrała się klasa.Nie płakałem, nie dlatego że w życiu widziałem dużo cierpienia i tragedii.Właściwie to widziałem niewiele takich historii w realnym świecie, ale te które widziałem były nie polukrowane jak ten film.
Cały wpis wygląda na mocno cyniczny, ale zaryzykuję.Kino jest po to by wzruszać, ale nie wzruszeniem, które bardziej przypomina westchnienie rezygnacji. I nie powinno ogłupiać, bo wtedy skazuje się samo na ośmieszenie.Aktorstwo takie jakie może przy takim scenariuszu być.Good night and good luck, esforty.
3/10
Całkowicie się z tobą zgadzam esforty. Taki film powinien wzruszać, pokazywać skrajne emocje jakie towarzyszą tej śmiertelnej chorobie. Są lepsze filmy od tego, z tym samym tematem śmiertej choroby.