...a przynajmniej takiego jakim widzi go większość.
"Gra" to z całą pewnością świetne kino, chociaż według mnie nie powinno się tego filmu trywializować poprzez dosłowną interpretację zakończenia (tzn. wszystko jest idealnie zaplanowane, Nicholas z niesamowitą precyzją trafia do wyznaczonego przez psychologów (i chyba także fizyków) celu, już odmieniony dalej wiedzie sielankowe życie, party, zabawa, no żyć nie umierać.
Przyznam, że jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć, że reżyser mógłby popełnić tak karygodne błędy w logicznej strukturze filmu (do samego zakończenia prawie niczym nie zakłóconej, ale o tym za chwilę).
Po pierwsze - od chwili skoku Nicholasa do momentu, w którym na ekranie znów pokazany jest jego brat mija 1,5 minuty. Nie ma żadnych przeskoków czasowych, a biorąc pod uwagę ukazanie lotu Nicholasa w zwolnionym tempie, daje to postrzelonemu "na niby" Conradowi jakąś minutę na pokonanie odległości "dach budynku - sala bankietowa". Jeśli ten nie wstał i nie pobiegł skoczyć za Nicholasem :) to jest to po prostu fizycznie niemożliwe, nie ma takiej opcji. Zdaję sobie sprawę z tego, że to fikcja i nie ma się co czepiać, ale chcę tylko zwrócić uwagę na to, że taki odjazd reżysera w kierunku braku realizmu ma na celu sprowokowanie widza do myślenia. Podobnie jak ujęcie na plamę krwi znajdującą się na plecach Conrada, raczej nieprzypadkowe. W innym wypadku kto by się przejmował takim szczegółem?
Reżyser także jednoznacznie informuje nas, że pistolet jest elementem spoza Gry; został schowany przez Nicholasa niejako na czarną godzinę, razem z pieniędzmi, które również zostały nieruszone, jako jedne z nielicznych rzeczy w jego własnym domu (już po wystawieniu go na licytację). Zauważcie też, że kiedy Nicholas strzela do brata kula rozbija najpierw butelkę z szampanem, a goście uciekają w popłochu. Czy tak zareagowaliby wszyscy "tylko udający" podstawieni uczestnicy Gry?. Poza tym przez ułamek sekundy mamy ujęcie Christine odkrywającej klatkę piersiową Conrada z bardzo dobrze widoczną raną postrzałową. Aż trudno uwierzyć, że te filmowe "fakty" umknęły tym wszystkim, którzy tak gładko przełknęli happy endową wersję :).
Wiara zwolenników happy endu w to, że na podstawie kilkugodzinnej obserwacji można przewidzieć takie rzeczy jak dokładne miejsce lądowania kogoś kto w objawie totalnego załamania nerwowego postanawia odebrać sobie życie również powala mnie swoją naiwnością. No, ale załóżmy nawet, że nie pomylono się przy ustawianiu "miękkiego lądowania" dla Nicholasa... Zderzenie z prędkością około 200km/h (dlaczego akurat tyle, tu odsyłam do tego co mówi fizyka na temat grawitacji) z czymkolwiek nie daje absolutnie żadnych szans na przeżycie, choćby nie wiem jak dobrze było amortyzowane! Myślicie, że taki inteligentny facet jak Fincher mógłby przeoczyć coś tak oczywistego?
W momencie rozbicia szklanego dachu Nicholas trafia jakby do zupełnie innej, bajkowej rzeczywistości. Odnajduje spokój, trafiając do miejsca gdzie wszyscy są dla niego życzliwi i uśmiechnięci. Tu mała dygresja: zauważcie jak diametralnie zmienia się Conrad. Kiedy widzimy go po raz pierwszy na ekranie, raczej nie wzbudza on naszej sympatii, a stosunki między braćmi przedstawione są jako dość oschłe. Conrad sprawia wrażenie właśnie kogoś kto postawiony pod ścianą, za cenę spokoju rzeczywiście zdecydowałby się wystawić przestępczej organizacji nawet własnego brata, aniżeli kogoś komu na nim zależy i kto chciałby sprezentować mu niesamowity (i na dodatek bardzo kosztowny) urodzinowy prezent.
Wniosek - główny bohater ginie podczas upadku. Happy end owszem, ale tylko z punktu widzenia wizji tego co Nicholasa spotkało po śmierci. Co zresztą według czyni film jeszcze ciekawszym.
Jak już napisałem, jest tylko jedno "ale"... Skoro Gra była rzeczywiście tylko na niby (do momentu zastrzelenia Conrada), to ślepe naboje nie mogły zostawiać dziur w szybach samochodu i dewastować atrapy mieszkania Christine. Ktoś napisał - "CRS miało tyle kasy, że na wszystko mogło sobie pozwolić, w kinie używa się mikroładunków wybuchowych i szyby same pękają, nie takie rzeczy się widziało". No dobra, tylko, że kino to nie życie, takie ujęcia często się powtarza, nic z tego co widzimy na ekranie nie powstaje w wyniku improwizacji. Poza tym komuś kto w dalszym ciągu stawia na genialną mistyfikację polecam jeszcze raz obejrzenie samej sceny ostrzelania mieszkania Christine - przecież tam kule dewastują dosłownie wszystko: żyrandol, drzwi, szyby, podłogę, dach samochodu (a nie tylko jego szyby). Czy naprawdę komuś wydaje się, że coś takiego można zainscenizować ślepakami w realu?:) Do filmowego bohatera strzelano ewidentnie prawdziwą amunicją, próby wytłumaczenia tego genialną mistyfikacją firmy CRS uważam za mało wiarygodne.
Tylko teraz pozostaje kwestia tego czy ukazanie ostrzału za pomocą ostrej amunicji, a później "udawanie" że to były tylko ślepaki :) to błąd reżysera, czy może raczej kolejna możliwość do interpretacji ze strony widza? No bo przyjmijmy na chwilę, że cała Gra to rzeczyczywiście jedynie sposób na ograbienie i zrujnowanie życia kolejnemu multimilionerowi. Przestępcy znakomicie opanowali sztukę tworzenia pozorów, po czym wyłudzają niezbędne informacje i na końcu zabijają osaczoną ofiarę. No właśnie, zabijają... a co jeśli Nicholas ginie otruty przez Christine? Lub tylko otumaniony, a dopiero później zabity i już jako denat porzucony przez bandytów, gdzieś poza granicami kraju. Ostatnie słowa Christine w tej scenie to "Udało się. Żegnaj, Nicholas.". To właśnie od następnej sceny, kiedy Nicholas budzi się z krzykiem, otwiera wieko trumny i wychodzi z grobu na jednym z meksykańskich cmentarzy (na dodatek przebrany w białe spodnie i garnitur; po cholerę go przebierać? żeby zmniejszyć dokuczliwość upalnego meksykańskiego słońca? ; ) ), reżyser zdaje się coraz bardziej uciekać w surrealizm. Więc może to właśnie wtedy ginie Nicholas? A reszta to już tylko jego pośmiertne urojenia :). Myślę, że warto wziąć pod uwagę i taką ewentualność.
Według mnie ten film nie zasługuje na to, żeby potraktować pozostawione nam przez reżysera furtki tak banalnie i bezkrytycznie, jak to mogłem zauważyć po lekturze kilku postów atakujących widzów nie zgadzających się z dosłownością happy endu w "Grze". Pozdrawiam wszystkich myślących kinomaniaków :).
A czy on nie zdobył tego rewolweru od człowieka podającego się za detektywa, który pracował w CRS?
Moim zdaniem, to doszukujesz się na siłę drugiego dna... Gdybyś opowiedział swoje spostrzeżenia reżyserowi pewnie wryłoby go w ziemie i nie wiedziałby o czym mówisz;)
femme, wydaje mi się, że dosyć jasno sprecyzowałem swoje spostrzeżenia i każdy przeciętnie inteligentny człowiek nie powinien mieć problemów ze zrozumieniem tego co mówię. Fincher też się chyba na to łapie? :)
Nie.
Po pierwsze: to był inny model broni, kto jest spostrzegawczy ten dostrzeże różnice bez większych problemów :). Tym bardziej, że jest na nią kilka zbliżeń w scenie, kiedy Nicholas bierze Christine jako zakładniczkę.
Po drugie - w scenie, w której główny bohater zabiera pistolet rzekomo podstawionemu detektywowi, chwilę później strzela w oponę jego samochodu. Kolejny praktycznie niemożliwy do przewidzenia efekt specjalny?:)
Mnie nurtowalo od samego poczatku jak Conrad mogl rozwazac sfinansowanie takiej imprezy, ktorej koszty musialy byc kolosalne. Z tego co dowiadujemy sie o nim w filmie to raczej lekkoduch "po przejsciach", ktory groszem nie grzeszy. Chyba, ze z gory wiadomo, ze koniec koncow koszty pokryje brat.
za duzo sie doszukujesz- do pewnego momentu strzaly mogly byc prawdziwe.na koniec wszystko faktycznie moglo byc takie zeby go do konca skolowac fakerwerki itd. ale wg mnie smierc brata autentyczna- plama na plecach? niby po co?przez skore przesiaka keczup? plan ta misterny ze wiedzieli ze bron jest w ksiazce? no i to samobojstwo- zajebiscie upozorowane?
happy endu nie ma na bank. nie mozliwe zeby rezyser zgodzil sie by po ttakich przezyciach on skoczyl i oh wszystko jest piekne
czemu glowny bohater skoczyl? nie z powodu smierci brata- zaplakal jak go zastrzelil, ale chwilke pozniej ocucicl sie , wniosek- ciagla intryga spowodowala ze nie wiedzial juz co jest prawda a co fikcja,
przez caly film wielokrotnie wystawiano na go na probe- musial czesto sprzeniewierzac sie samemu sobie, tyle razy juz byl czegos pewien, tylu ludziom zaufal.czy wg was wstaje po upadku i zaczyna wszystkim ufac gadac z nimi itd? po czyms takim, po probie samobojczej po calej grze z 2 lata by musial dochodzic do siebie u psychologa
spojrzcie jakie wrazenie wywarl na nas film a bylismy tylko obserwatorami, wiec co on musial wyczyniac w glowie tego kolesia
Jeśli mogę chętnie podzielę się moimi spostrzeżeniami. Od razu mówię że jest zwolennikiem „happy endu”. Podkreślam też, że nie zamierzam nikogo przekonywać że tak właśnie było. Chcę tylko napisać jak ja to widzę.
Sprawa ostrej amunicji. W kilku akcjach filmu zostaje wystrzelonych kilkanaście pocisków. Czy są prawdziwe czy to tylko efekty specjalne firmy – nie wiem. Ale 2 sprawy trzeba sobie wytłumaczyć. Po pierwsze zawsze gdy jest ostrzał główny aktor praktycznie nigdy nie jest sam. Towarzyszy mu zawsze ktoś z „firmy” i nigdy nikomu się nic nie dzieje. Druga sprawa to to że w przed ostatniej scenie „ginie” pan Fisher (ten aktor z reklamy leków na ból głowy) a potem się okazuje że wbiega na dach cały i zdrowy. Choć wcześniej wyglądało jakby strażnicy strzelali ostrą amunicją koniec końców wcale tak nie było. A gdy był w mieszkaniu tej blond panienki? Pamiętacie jak patrzył na lampkę nocną i znalazł metkę z zakupu? A potem odkrył że nie ma wody? Mieszkanie było przygotowane na jego „wizytę”.
Rewolwer którym pan Douglas „zabija” swojego brata jest na pewno prawdziwy. I na pewno ma prawdziwe kule. Załóżmy teraz że firma w jakiś sposób przewidziała że może pójść coś źle. Konrad ubiera marynarkę kuloodporną z wybuchową krwią stąd rana wygląda realnie.
Ktoś napisał, że kula przechodzi na wylot i dlatego z tylu na białej marynarce widać krew. OK. Dlaczego w takim razie nikt kto stoi za Konradem na dachu nie zostaje ranny, albo nie jest to pokazane? Może dlatego że nic takiego się nie stało. Ludzie owszem, uciekają bo przecież tak jest w scenariuszu – Douglas musi skoczyć z wieżowca. Przecież nie będą jak gdyby nigdy nic stali i gapili się jak skacze. Do samego końca miało mu się zdawać że stracił wszystko.
Jeden Pan pisał że od skoku do wejścia Konrada na salę mija 1,5 minuty. Jeśli już czepiamy się śmiesznych szczegółów. Średnia prędkość windy w lepszych hotelach to 3,5-5m na sekundę. 30 sekund i mamy 120 metrów.
Motyw skoku: tu doczepiłbym się 2 nieścisłości. Po pierwsze wysokość. Nie wiem czy można przeżyć skok z tej wysokości. Ale skoro pracowali nad tym spece od efektów i fizycy, plus odpowiednia mata itd. To może być to możliwe. Miejsce też dałoby się wyznaczyć zwłaszcza biorąc pod uwagę ile rzeczy wcześniej udało się „przewidzieć” firmie. W końcu ma ogromne doświadczenie w tej branży i zna dokładnie model psychologiczny głównego aktora.
Gdy już po wszystkim odbywa się przyjęcie, pokazywany jest tort. Zaraz za tortem pokazane jest zaproszenie. Na zaproszeniu – godzina rozpoczęcia przyjęcia „między 20:17 a 20:38”. Po co ta informacja? No chyba że główny aktor „pośmiertnie” sobie też wyobraził tę godzinę. A ja jestem pewien że jego skok był aż tak dokładnie przewidziany przez firmę.
Motyw ze śmiercią przez otrucie w domku w lesie a potem wizje „pośmiertne” co to są w ogóle wizje pośmiertne? Nic nie wskazuje na to, że on właśnie wtedy umarł. Historia toczy się dalej. No chyba że ktoś twierdzi że to jego nieśmiertelna dusza lata sobie po świecie ale przecież nie o tym jest film.
Poza tym dlaczego Fisher na dole mówi Douglasowi że gdyby sam nie skoczył to on by musiał go popchnąć? Bo wtedy nie byłoby wielkiego finału z poduszką.
Poza tym cały czas mamy przerywniki z tym jak zginął jego ojciec. Wszyscy na koniec myślą że tak zginie Douglas. A wcale nie bo firma to przewidziała co zresztą jest w realnym scenariuszu. Ostatnie zaskoczenie widza. Bo przecież o to chodzi w filmach. O zaskoczenie.
Podoba mi sie Twoj punkt widzenia. Dodam tylko, ze mnie w filmie
zastanowilo jeszcze jedno: kiedy jada samochodem i Ch. mowi van O., ze
wyczyscili mu konta, on dzwoni i _dokladnie jest pokazane_, ze ona
zapamietuje hasla. Po co? Skoro to tylko gra, nie robilaby tego. To jest
informacja dla widza.
ja jednak mam małe ale do tego co napisałeś o tym że on umiera i mu trafia do swiata fikcji w której brat mu zafundował urodziny
on dowiaduje sie przed skokiem że ta cała gra była na niby a śmierć brata była jednym z jej elementów o czym on jeszcze wtedy nie wiedział czyli on sobie tego nie wymyslił w głowie po "samobójstwie" a pojawienie sie brata z szampanem jest tego oznaka chyba że brat też chciał go przewalić na hajs
ktos tu jeszcze napisał że po co ta niby kelnerka podsłuchiwała hasło do konta i że pewnie to nie było na niby
tak masz racje po co podsłuchiwała skoro on nie połączył sie z bankiem tylko z jej ziomami a odpowiedz jest prosta po co ona wygladała jak osoba podsłuchująca a po to żeby nas wkręcić w GRE i żebyśmy do samego konca nie wiedzieli kto jest po czyjiej stronie i o co tu w ogóle chodzi
jak dla mnie czy on umarł po podaniu jakichś środków w domu czy po skoku z dachu (chociaz przyznaje ciekawe interpretacja nie pomyslałem o niej i mysle ze mało kto pomyslał gratuluje) czy też przeżył i spiknie sie z kelnerka beda mieli gromadke dzieci i beda zyli długo i szczesliwie to film był genialny i dlatego daje 10/10 i na bank jeszcze do niego wróce choc juz wiem o co kaman :)
Guys, prawda jest taka, że dajecie się uwięzić w 1 i tylko 1 wersję filmu. Tymczasem rozpatrywać to można na każdy z wymienionych sposobów i każdy jest poprawny!!
Tak...są trzy różne postrzegania tego filmu i wszystkie trzy są poprawne. Jasne.
Niestety, ale z perspektywy logiki zdarzeń nie każda interpretacja jest poprawna, o czym już kilka osób łącznie ze mną zdążyło napisać (jak choćby kwestia broni, itd.). Reżyser zresztą co chwila wysyła czytelne komunikaty w stronę widza, żeby nie przyjmować wszystkiego jak leci i choć trochę się nad filmem zastanowić. Kto tego nie widzi - jego sprawa. Nieświadomy tego, nic w końcu na tym nie traci.
Faktem jest, że każdy odbiera film na swój sposób. Inne rzeczy dostrzeże chłopak, który przyszedł do kina najeść się popcornu, inne gospodyni, która w trakcie seansu w tv zajmuje się jeszcze praniem, gotowaniem obiadu i ścieraniem kurzu, a jeszcze inne pies leżący na dywaniku przed telewizorem.
O odbieraniu na swój sposób właśnie napisałem wyżej.
A broń - niby fałszywa - robi takie zniszczenia dlatego, żeby widz uwierzył, że gra wcale nie jest grą i co za tym idzie, żeby potem spotkało go zaskoczenie.
A broń - naprawdę jest prawdziwa i bohater umiera w końcu otruty, a wszystko co było dalej to jego wizja w trakcie, gdy serce już nie bije, a mózg jeszcze pracuje.
A broń - miała gumowe kule, a bohater w fazie szoku nie był w stanie tego dostrzec.
I która wersja jest poprawna? Ja twierdzę, że każda!
Nie może być każda poprawna bo wszystkie sobie w jakiś sposób zaprzeczają. Poprawna jest tylko jedna a Ty po prostu nie wiesz która, bo tak się zamotałeś. Poprawna jest ta, którą wymyślił scenarzysta. Jak chcesz wiedzieć jak było naprawdę, musisz porozmawiać ze scenarzystą albo reżyserem.
O tym właśnie mówię. Przyjęcie, że jedna i tylko jedna wersja jest poprawna. Skąd wiesz, że scenarzysta nie postanowił przedstawić filmu w ten sposób, zostawiając każdemu z widzów wybór najlepszej, dogodnej dla siebie interpretacji?
Bo tak można powiedzieć o filmach z otwartym zakończeniem. Możesz sobie podoopowiadać co się stało jak wszedł z tą babeczką do samochodu ale nie możesz sobie zacząć rozmyślać że wszedł tam na niby albo sobie wyobraził, że tam wchodzi. Ten film nie opowiadał o duchach, duszach czy życiu pośmiertnym,
Kończę właśnie pisać pracę licencjacką na temat twórczości Davida Finchera, więc wypowiem się w tej kwestii:)Teorie odnoszące się do tego, że gry nie było, tylko spisek na ograbienie Nicholasa z pieniędzy, są bezsensu, gdyż przeczą całej wymowie filmu. W „Grze” Fincher zapoczątkował problematykę szeroko analizowaną w „Fight Club”. Nicholas tak jak Narrator z „Fight Club” dał się wciągnąć w wyścig szczurów, ba! nawet go „wygrał”, zajął pierwsze miejsce, osiągnął wszystko, podobnie jak jego ojciec, który, będąc w tym samym wieku co obecnie Nicholas, uhonorował swoje „zwycięstwo” – samobójstwem. Jego brat Conrad chce go wyciągnąć z tej egzystencjalnej pustki w której tkwi, tak jak „Tyler Durden” chciał „oświecić” Narratora i przy okazji cały świat:)Zatem gra istnieje, pełni rolę zbawczego oczyszczenia i toczy się do samego końca, tzn. do momentu kulminacyjnej sceny na dachu. Kontrowersje może wzbudzać jedynie to co wydarzyło się po tym jak Nicholas strzelił do Conrada i myślę że tą kwestię należy rozpatrywać na płaszczyźnie produkcji filmu. W zamyśle reżysera na pewno nie było żadnego happy endu, został on zapewne wymuszony przez producentów, zresztą ów happy end, ma bardzo gorzką wymowę, podobnie jak w „Fight Club” zakończenie jest trochę dwuznaczne, istnieje wiele znaków „na niebie i ziemi” wskazujących na to że Narrator i Marla zginęli w eksplozji ostatniego budynku. David Fincher nie tworzy filmów optymistycznych, co sam podkreślił w jednym z wywiadów:
"Lubię filmy które wywierają wpływ na publiczność. Chcę się odwoływać do podświadomości. Chcę wciągać widzów w sprawy w które niekoniecznie chcą być wciągani. Część ludzi chodzi do kina tylko po to, by im przypomnieć, że wszystko jest w porządku. Ja takich filmów nie kręcę, bo to kłamstwo. Nic nie jest w porządku. Biorę odpowiedzialność za to, jak czuje się publiczność po projekcji filmu. I chcę żeby czuła się źle."
Teoria, jakoby gra była przykrywką dla ograbienia głównego bohatera i jemu podobnych z majątku zakłada również, że jego brat jest szują gotową sprzedać własnego brata dla odzyskania spokoju. Nie wiem dlaczego miałaby być "bezsensu", chyba, że to prawda oświecona i licencjalizowana, z którą się nie polemizuje.
"Gra" to nie "Fight Club" i vice versa.
A tak przy okazji, to może ktoś ma jakiś pomysł dlaczego Nicholas obudził się w grobowcu na meksykańskim cmentarzu, na dodatek z zupełnie nowym wdziankiem.
Według mnie nie ma co się doszukiwać głębszego sensu zakończenia - po prostu była to perfekcyjnie zaplanowana gra i tyle, oczywiście można ale po co ?
Film bardzo dobry - jak dla mnie 9/10
Po co? Bo tylko wtedy ten film jest naprawdę dobry. W innym wypadku - jeśli uznamy, że filmowa gra działa się naprawdę od początku do końca - film byłby naiwny, naciągany, kompletnie niewiarygodny, pełen banalnych (w sensie łatwych do uniknięcia przez twórców filmu) błędów i pomyłek, po prostu głupi.
Zresztą, nie uważam tego co napisałem w pierwszym poście za jakieś doszukiwanie się drugiego dna na siłę czy nadinterpretację. Powtórzę: według mnie ten film jest tak dobry, że nie zasługuje na kompletny brak zastanowienia się i łykanie wszystkiego jak leci. Tym bardziej, że reżyser w czasie trwania filmu kilkukrotnie do co bystrzejszego widza "puszcza oko".
100 % racji. Jeśli mamy zakończenie tego filmu rozumieć dosłownie, to "Gra" staje się najgłupiej zakończonym filmem w historii kina, a psychologiczne prawdopodobieństwo przestaje istnieć. Ktoś, komu wykręciło się taki numer, jak bohaterowi granemu przez Douglasa, nie otrząsnąłby się w tak magiczny sposób z tych wszystkich złych przeżyć i na pewno nie czułby wdzięczności do ludzi, którzy wkręcili go w taki koszmar.
Dlatego są dwie możliwości:
a) Fincher nakręcił głęboki film z niejednoznacznym zakończeniem, które można interpretować na różne sposoby, ale nie należy odbierać tego, co widzimy na ekranie, jako prawdziwe zdarzenia.
b) Zakończenie należy rozumieć dosłownie, a Fincher i jego scenarzyści to banda idiotów, którzy dla większego zaskoczenia widza rezygnują z logiki i sensu, a cały film jest w takim wypadku straszną taniochą.
To, za którą możliwością się opowiemy, w dużej mierze będzie zależeć od tego, jakie zdanie mamy o tym reżyserze i w jakim stopniu go cenimy.
"po co się doszukiwać głębszego sensu?!" Idź, kurwa oglądaj pokemony, co za pytanie, ile ty masz lat? o.O
A manthai w swej recenzji napisał, że bezcelowe jest ukazanie śmierci ojca Ortona... Twoja teoria naprawdę ma sens ;)
Przez cały film wiedziałem ze to wszystko jest zainscenizowane i skończy się to właśnie tak, dlatego nic mnie nie zaskakiwało. A wiec faktycznie film nudny i przewidywalny ale do obejrzenia, gdyby nie jeden motyw; krew na plecach Conrada, dlatego obejrze go jeszcze raz :)