Zwłaszcza ostatnia scena i napisy. Bardziej kopie niż "Śmierć frajerom" Puzo, bardziej niż "Bilardzista" Rossena. Po prostu kopie w mózg. Nienawidzę hazardu w takim wykonaniu i ten film wyjaśnia dlaczego.
Arcydzieło lat 70'. Zasłużone 10/10. Choć Hustlera stawiałbym nawet wyżej, tak samo jak i Cincinnati Kid
"Bilardzista" na pewno jest zapisany w historii kina bardziej ("Cincinnati Kid" chyba też), ale w żadnym z tych filmów tak się nie przejąłem. Jasne, że połamane paluchy Newmana się pamięta, ale są niczym w porównaniu z Caanem stojącym przed lustrem...