PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=476580}
8,2 444 tys. ocen
8,2 10 1 443696
7,6 80 krytyków

Gran Torino
powrót do forum filmu Gran Torino

W filmie nie sposób zakwestionować czynu jakiego na końcu podjął się Walt; jest to pokazane niemal idealnie. Czym jest chrześcijańskie ujmowanie miłości, tej, że „nie ma miłości większej ponad tą, gdy ktoś życie swoje oddaje za innych”? Myślę, że człowiek w desperacji tj. taki który nie dostrzega nadziei na lepsze jutro może odważyć się na taki czym. Pytanie tylko, czy opatrzność pozwoli mu na taką sposobność a jeśli tak, to czy nie zawaha się człowiek przed nią. Walt do końca miał wątpliwości gdy z modlitwą na ustach wyczekiwał już nieuchronnego. Dlaczego odważył się na taki czyn? Na pewno dlatego, że nie miał już nic do stracenia. Nawet buddyjska filozofia mówi o porzuceniu świata, jako świata pozbawionego w rzeczywistości waloru. Mówimy tu o dwóch różnych światach – tym w której żyjemy i tym który jest idealny. Walt żył i jednym i drugim. Żył w ciągłym bólu od którego nie potrafił się uwolnić, ta mroczna przeszłość ciążyła mu na sercu i nic nie potrafił z nią zrobić. Można by powiedzieć, że nadarzyła mu się okazja do tego ażeby pożegnać się ze swoim smutnym życiem w imię o wiele większego dobra, które miało nastąpić – a tak też się stało. Walt był idealistą. Wiedział czym jest ludzki żywot, wiedział że ziemia była ponurym miejscem, na którą skazany jest człowiek, gdy na nią przychodzi. W życiu widział dużo złego ale nie powstrzymywało go to przed opowiedzeniem się po stronie dobra, czego dowody mamy na każdym kroku. Walt na pewno próbował naprawiać świat w którym żył, na swój własny rzecz jasna sposób. Gdy komuś „docinał” to tylko w imię dobra, którego inni po prostu nie potrafili dostrzec. Nie zawahał się również poświęcić swojego życia w imię miłości i przyjaźni. Był idealistą chociaż żył w świecie nieidealnym. Życie tego wymagało od niego by „oddał siebie” dla dobra innych, dobra, o którym świadomy, miał wyobrażenie.

pawelko123

Walt nie próbował naprawiać świata. Brał od złego porządku jak najwięcej dla siebie, tak było w czasie wojny, kiedy z zimną krwią zabijał żółtków, jak i później. Po śmierci żony, zależało mu jedynie na świętym spokoju w swoich czterech ścianach wraz z ogródkiem. Owszem uważał ziemię za bardzo ponure miejsce, zniszczone przez złych ludzi. Nawet własną rodzinę uważał za jedną wielką bzdurę i farsę. Pokazują to dobitnie sceny z prezentami na 73 urodziny, telefonu do syna w sprawie...karnetu na mecz oraz w której dowiaduje się o wynikach badań. Zwieńczeniem tej groteski jest spowiedź. Utraconego kontaktu z synami i wnukami szkoda mu tak jak niezapłaconego podatku od sprzedaży motorówki.
Walt nie jest idealistą, bierze świat jakim jest i to on się śmieje ostatni. To jego jest zawsze na wierzchu, mocno odszczekuje bez wahania sięga po broń. Tak jest póki nie zaznaje prawdziwej przyjaźni. Z randowskiego indywidualisty, nie dbającego o innych, ale i nie oczekującego troski, staje się oddany i wierny. To dobro przyjaciół staje się sensem jego życia. W randowskich kategoriach przemienia się w altruistę, gotowego poświęcić życie dla dobra innych.
Ciekawą rolę w tym filmie odgrywa religia. Bohater jedna się z bogiem ale takim przez małe "b". Nie z Bogiem a raczej z prowincjonalnym policjanto-ksiągowym, który sądząc po śmierci liczy ilość zdrowasiek i odbytych spowiedzi. Jego wiara nigdy nie była szczera, do czego sam się przyznawał. To za sprawą żony chodził do kościoła, a po jej śmierci wiarę zdecydowanie odrzucił. Wraca jednak do niej ze strach przed... śmiercią. Nie spowiada się szczerze, ale ze szczerym strachem wzywa Matkę Boską stojąc oko w oko z pięcioma lufami.
Czym przemiana jest spowodowana? Śmiercią, a raczej jest bliską perspektywą. Strachem, że jeżeli się żyło samotnie to i w samotności się skona? Przez całe życie będąc niedocenionym, nie można liczyć na to, że coś się zostawi po śmierci. Bo i co miałoby po Walcie indywidualiście zostać?
A może to spowiedź Eastwooda, zadeklarowanego libertarianina, któremu już bliżej niż dalej? Może i on doszedł do takiego wniosku?
Ale Clint Eastwood na pewno może powiedzieć "nie wszystek umrę"!
Prosta historia, opowiedziana w pasjonujący sposób.

arturbartos

Jeśli tak to był idealizm uśpiony, ale był, który wychodzi na światło dzienne kiedy nadarza się ku temu okazja; jest tu coś na kształt motywu z filmu „Ostatni Mohikanin” gdy w końcowej scenie Major Duncan Heyward decyduje się na śmierć w imię ratowania tej którą kocha. Major był człowiekiem z zasadami, Walt też; czy tak trudno to dostrzec? Sam czyn o tym świadczy; podjąć się tego nie jest domeną człowieka pospolitego a takiego, który ma chociażby przeczucie co do tego, że są wartości o wiele wznioślejsze od tych którymi karmimy się na co dzień, a które jak widzimy Walt miał w pogardzie, bo takim ukształtowało go życie. Walt chociaż może nieświadomy to miał przeczucie, że są wartości, które w rezultacie nadają sens życiu, które w przeszłości nie miało znaczenia a nabiera je w jednym końcowym momencie. To jest tak, że żyjemy bez większego znaczenia do czasu gdy odkrywamy, iż to co było bezwartościowe przygotowywało nas na to, co w jednym momencie nadało sens całemu naszemu życiu. Gdyby nie ten ból i okropności nie pojawiły się w życiu Walta nie stał by się taki, jaki się stał – ponury i zgorzkniały. A gdyby nie stał się taki, nie miałby w pogardzie życia i nie zdecydowałby się własną śmierć. W końcowym rozrachunku „wygrał życie” wznosząc się na wyżyny. To już bez znaczenia kim był Walt ale zastanowiło mnie jedno oglądając ten film – kim musi stać się człowiek ażeby podjąć się takiego czynu, co musi wiedzieć, co musi przeżyć; dla mnie człowiek pospolity, który żyje z dnia na dzień, nie zastanawia się nawet o takich rzeczach – trzeba umieć dostrzec coś więcej aby zdecydować się na taki czyn – nikt inny jak idealista tego nie zrobi, jeśli mówimy tu o tym, że dzieje się to w imię większego dobra… to są naprawdę trudne sprawy ale warte zastanowienia…

pawelko123

W powyższe rozważania wkrada się pewne założenie. Próba polemiki z tym założeniem, często kończy się zrobieniem wielkich oczu i popukaniem się w głowę. W podobnych kategoriach rozstrzygany jest film 7dusz: Dlaczego poświęcenie się w imię dobra innej osoby jest czynem godnym podziwu? Skąd bierze się chwała dla zachowań altruistycznych, a pogarda albo przynajmniej brak uznania gdy w grę wchodzą interesy własne? Czy wyżynami w tej sytuacji jest śmierć? Co zyskał? Życie po śmierci, w które i tak nie wierzy, chwałę, wdzięczność? Na pewno nie zaprowadził sprawiedliwości. W obliczu bezsilności organów państwowych mógł sam ukarać oprychów. Mógł spalić im dom, pobić ich. Czemu własna śmierć jest najszlachetniejszym z możliwych rozwiązań?
A może dlatego, że to tak pięknie wygląda. Człowiek ginie od kul sprzeciwiając się biedzie, zaszczucia brakowi perspektyw. Wszystkiemu temu co reprezentują sobą jego sąsiedzi. Te wszystkie romantyczne cele, na które najchętniej oddajemy 1% podatku i wzdychamy przy niedzielnym obiedzie. "To takie ludzkie użalać się nad tym". Chętnie wtedy dodawane są cechy typu idealizm, dobroć, wizjonerstwo czy namaszczenie przez boga.
Czy poświęcenie życia dla innych, nie jest jedynie aktem brawury, nierozwagi. Nieracjonalnym porywem uczuć, tak nieprzemyślanym jak i niemądrym? Pożądanym i chętnie podejmowanym z uwagi na ten niczym nie uzasadniony odbiór przez innych. Etyką tłumu, w której człowiek jest dobry nie wtedy gdy taki jest, ale kiedy jest uważany za dobrego. W konsekwencji ma czyste sumienie nie będąc bez winy, a wtedy gdy nikt o winie nie wie lub za zło nie uważa.

arturbartos

Ciekawy z Ciebie gość; nie chciałbym tu wywoływać zagorzałych sprzeczności między naszymi wypowiedziami. Bo wydaje się, że ja próbuję ratować jedno stanowisko a Ty drugie; nie, nie… po prostu staram się niekiedy zrozumieć takich ludzi pokroju Walt; ten film nie jest tylko piękną historią opiewającą w to, jak szlachetne może być ludzkie życie; w rzeczywistości takie „akty miłosierdzia” zdarzają się, to nie nowość i nie trzeba sięgać po pokrzepiające i wzruszające filmy czy książki aby się o tym przekonać; …romantyczne uniesienie czy altruistyczna postawa jako czyny godne podziwu… myślę, że to kwestia zrozumienia rzeczywistości przez tegoż człowieka, który na takie czyny się decyduje; trzeba by tu pewnie wniknąć głęboko w struktury rzeczywistości aby rozsądzić co tak naprawdę może być prawdziwe [tu słuszne] a co nie i co tak naprawdę świadczy o takiej postawie; jeśli powiedzmy za Hobbesem każdy żyje po to tylko aby święcie zachować samego siebie, można by tu powiedzieć, że nawet najbardziej bezwarunkowe i wolne czyny mają charakter indywidualny, czy będzie to [można posłużyć się przykładem Walta] próba ucieczki przed bólem i marazmem czy może prawdziwa przymiarka do porzucenia własnego „ja” w imię tego co jak wydaje się być słuszne; sprawy rzecz jasna nie sposób całkowicie rozstrzygnąć…

arturbartos

a może chodzi cały czas o to, ażeby po prostu człowiek nie musiał cierpieć aż tyle co musi

pawelko123

Ja tylko staram się podać w wątpliwość twierdzenie, a właściwie aksjomat dobro=działanie na rzecz innych. Ten film jest doskonałym materiałem, podobnie jak 7dusz. Dobrze opowiedziana historia, która ujmuje i wzrusza do łez. To piękne i łapiące za serce jak powrót Lessi do domu. Staram się wskazać na pewien fałsz, kryjący się w tym. Bo gdy analizujemy sam schemat zachowania, to zwyczajnie brak argumentów, że Walt postąpił dobrze. Zrobił głupio.
Jak najbardziej takich historii dostarcza także życie, co dodatkowo wzmacnia tragizm. Nie widzę jednak podstaw do pochwały takich romantycznych(nierozumnych) zachowań. Jedyne uzasadnienie wykluwającym się jest to co już napisałem: Etyka tłumu uwielbiającego porywczość, brawurę i zagubiony człowiek, który ma w głowie mętlik moralny. Z braku bazy filozoficznej podąża za etyką większości, z obawy przed odrzuceniem, ale i z braku alternatywy. Tym chce wkupić się w łaski tłumu i zapewnić sobie wielkość.
Żeby była jasność, Walt taki nie był! To jedynie próba wyszukania motywów przyświecających analogicznym zachowaniom.

"do porzucenia własnego „ja” w imię tego co jak wydaje się być słuszne"

No właśnie o całe "wydaje się" tu chodzi. Słuszność czynu wymaga oceny racjonalnej, ale w tedy niepodobna mówić o wątpliwościach. "Wydaje się" bierze się właśnie z impulsu, brawury. W tej sytuacji to czy czyn był słuszne okazuje się dopiero po fakcie, bo wtedy znajduje się chwila na odrzucenie emocji.

arturbartos

Oczywista, że Walt taki nie był; kierowało nim coś więcej; można by powiedzieć że np. Jezus wykorzystał sposobność ażeby jak to ująłeś nie czuć się odrzuconym przez tłum, zasłynąć brawurą i śmiałością działania [myślę, że nie wzorujesz się na poczynaniach terrorystów-samobójców – oni bowiem nie czynią niczego w imię dobra własnego ludu, bądź tych, których kochają]; można tu powołać się na przykład Jezusa, który uzasadnił swoje postępowanie kierując się przede wszystkim wiarą nie rozumem, wiarą w to do czego miał przekonanie tak niezachwiane, iż życie swoje oddał za zbawienie człowieka [spójrz tylko, że kierowało nim dobro drugiego, nic poza tym] ; możemy się z tego śmiać ale pokazał nam coś w tym niezwykłego, że są wartości, które dla dobra ogółu jaśnieją bardziej aniżeli dla marnej jednostki; jednak ten aksjomat który próbujesz obalić jest jak największą prawdą – otóż dobro = działanie na rzecz innych; ludzie tego nie widzą, bo rzeczywistość jest czymś ukrytym i nie do pojęcia dla ogółu, który widzi w takich poczynaniach coś wspaniałego, niezwykłego nie mając o tym bladego pojęcia, z czego to wynika; mówię tu o zrozumieniu rzeczywistości a nie tego co nam się wydaje; i jeszcze raz powtórzę – człowiek pospolity nigdy nie stanie przed takim dylematem, przed jakim stanął Walt – nie stanie, bo go po prostu nie rozumie a życie [nie martwmy się] nie da mu takiej sposobności; a to, co uczynił Walt nie może być osadzane ze stanowiska racjonalnego, bo jest to kwestia wiary, czy taki czyn przyniesie w rzeczywistości jakiś owoc czy nie; tego nie możemy wiedzieć; nawet Jezus nie wiedział czy zbawienie, które dokonało się jak twierdził za jego udziałem, może pociągnąć za sobą skutki o jakich marzył; i nadal jest to kwestia wiary, Walt zaś zrobił cos namacalnego; ale mamy tu właśnie przykład że istnieje na świecie coś co jest godne aby o to walczyć – mnie ten film o tym przekonał. Najwięksi krytycy racjonalności w rzeczywistości zawsze choć często nieświadomie próbowali ją ratować; ja też próbuję – próbuję dociec czym powinno być właściwe życie i postępowanie, które z tego życia wynika; wszyscy twórcy religii coś na ten temat wiedzieli ale oni w dzisiejszych czasach, w oczach ludzi wydają się już idiotami ale nie dlatego, że żyli nierozważnie czy nieumyślnie tylko, iż dzisiejszy człowiek wyzuty z przekonania tego co dobre a co złe pływając w oceanie nicości pozbawiony jest wzoru, który nie tyle musi być naśladowany, co powinien przynajmniej dawać poczucie tego, jak życie powinno wyglądać. Jak możesz podchodzić do tematu ze sceptycyzmem na ustach; spróbujmy zawsze ratować ludzkie postępowanie, ale takie tylko, które wynika z głębszego zrozumienia rzeczywistości a nie tego co nas otacza; roztrząsamy tutaj jedną kwestię lecz film w ogóle unosi nas ku metafizyce, czyż nie warto się nad nią zastanowić? A to całe „wydaje się” jest jak najbardziej na miejscu, gdyż czego możemy być tak naprawdę pewni…? Człowiek żyje w głównej mierze przekonaniami i jakże daleko mu do rozumu…

arturbartos

Co do Jezusa, można powiedzieć, że doskonale wiedział co robi i był na to gotów z miłości jako stwórca na obraz i podobieństwo. Miłość nie pretenduje do bycia racjonalną ani podobne do niej uczucia. Pytanie jest takie: Czy więcej dobra przynosi kierowanie się uczuciami, czy rozumem. Nie jest to bynajmniej pytanie z reklamy TPsa. Tu raczej chodzi o proporcje. W miłości nawet tej w małżeństwie czy rodzicielskiej też musi odezwać się rozum, kiedy mąż przepija wypłatę z dziwkami. Nie można trwać i niszczyć sobie życia przez uczucia, trzeba się przemóc i walczyć ze sobą.
Czy to nie przed taką alternatywą stanął Walt? Przekonania i rozum to nie oksymoron, raczej jedno wynika z drugiego. To się uzupełnia. W opozycji do rozumu stoją jak już powiedziałem emocje, impuls, romantyzm, serce ... altruizm? Krzywda innego człowieka i Smithowski sentyment który wywołuje w nas ból. Strach, że to nas może spotkać taka sytuacja i takie cierpienie. Chęć pomocy za wszelką cenę, bo chcielibyśmy żeby nam też ktoś pomógł.
To są zupełnie naturalne, ludzkie uczucia ale nierozumne...

arturbartos

Odbiegliśmy troszkę od tematu ale chyba nie za wiele, bo z tego co piszesz wnioskuję, że człowiek w końcu zaczyna patrzeć na czyn z perspektywy metafizycznej, mianowicie, iż coś takiego jak człowiek jest niejako przyczyną czynu ale czynu w ogóle, czynu, który może być rozumny [skoro wiesz co to znaczy] bądź nierozumny [uczucie]; czyn jest czynem, który może być słuszny bądź nie, ale ty ciekawie tu starasz się wyjść od takiego wskazania, ominąć to, mianowicie, że nie rozróżniasz już tutaj czynu [czy będzie on impulsem, czy też będzie on poparty rozumem] który można uznać za nieludzki – otóż właśnie taki bądź taki jest ludzki i nieważne czy rozumny czy nie jak piszesz: „To są zupełnie naturalne, ludzkie uczucia ale nierozumne”; z tego stanowiska bowiem można zakładać zasadność każdego człowieczego działania, bo cokolwiek człek by nie zrobił, zawsze będzie to czyn właściwy bo jest on po prostu ludzki, naturalny jednym słowem ; ale jeśli będziemy zatrzymywać się aż na takiej ogólności to w końcu dojdziemy do stwierdzenia, że tak naprawdę nic nie wiemy i możemy poprzez to dawać niejako pozwolenie na wszystko, a to jest błądzenie; czyn zawsze będzie ludzki [morderstwo, chciwość, itd.] ale czy będzie słuszny? Odniosłem wrażenie, że nie chcesz brać odpowiedzialności za życie i schowałeś się za maską sceptycyzmu i powątpiewania bo tak wygodniej – chodzi o to, że migasz się przed opowiedzeniem się za czymkolwiek – obym się mylił; ale wracając do tego rozumu – czym on jest, bo ja szczerze mówiąc nie wiem; czy aby nie mylimy tegoż pojęcia z innym? – zdrowym rozsądkiem? Bo jak podajesz tutaj przykład faceta który chodzi na dziwki, niszcząc przez to małżeństwo to dla mnie raczej zdrowy rozsądek podpowiadałby, że więcej z tego złego dla rodziny, żony, aniżeli dobrego; czymże miałby być ten rozum jeśli nie poczuciem tego, z czego wynika to całe zło, ale poczucia nie zdobywa się rozumem tylko sercem, które boli i podpowiada, że to nie jest właściwe i coś z tym trzeba zrobić; „rozum” – dla mnie to robot, który ma zaprogramowane wzorce postępowania, maszyna co działa wedle wprowadzonych ustawień; ale to serce mówi co jest słuszne a co nie, bo albo boli, albo nie; dlatego przekonania wynikają z uczucia a następnie gdy nabiorą trochę ogłady dają wyraz zdrowemu rozsądkowi; Walt najpierw to poczuł a potem „trzeźwo” zrealizował;