Spokojnie, Clint żyje i ma się wyśmienicie. Chociaż podobno rola w tym filmie to pożegnanie z kinem tego bardzo dobrego, obdarzonego ogromną charyzmą aktora. Przynajmniej aktorskim pożegnaniem. Ale przecież już za życia jest absolutną legendą kina. Jego aktorski dorobek zwala z nóg, natomiast jego reżyserska droga jest również godna podziwu, przez wielu nawet bardziej doceniana. Apogeum jej przypada na stare lata. Czegokolwiek nie nakręci, jest wielkie, a właściwie na zdrowy rozum wielkim być nie powinno. Przykładem najnowsze dzieło Clinta "Gran Torino" - jeśli spojrzeć chłodnym okiem to tylko schematyczny do bólu dramat obyczajowy jakich było już na pęczki, nawet jakoś wcale wybitnie nie zagrany. Oglądając ten film praktycznie nic w nim nie zaskakuje (może poza samym finałem). Dlaczego więc tak zajebiście dobrze się go ogląda ? Dlaczego człowiek po seansie siedzi i chce więcej ? Dlaczego zdaje się być trzy klasy wyżej od tych wszystkich ekstra produkcyjniaków z których przecież też czerpie garściami ? Być może dlatego że tę historię przedstawia nam ktoś kto o kinie WIE absolutnie wszystko, zarówno od strony aktora, reżysera czy samego warsztatu filmowego. Ktoś kto nie potrzebuje megaton ołowiu i malowniczych eksplozji żeby przyciągnąć uwagę widza, który nie musi stosować na maksa odjechanego montażu żeby upodobać się młodym. Który ma gdzieś nowoczesne ścieżki muzyczne, rapowe wstawki i tym podobne. Który cały efekt uzyskuje za pomocą ultra prostych środków, wręcz ascetycznie ubogich. Proste klasyczne kadry, które jednak zawsze pokazują to co trzeba, wyciszona muzyka, która nigdy nie wybija się ponad obraz jedynie go w bardzo sugestywny sposób podkreśla. Do tego filmy te są na tyle zwarte i spojne że przenigdy nie nudzą i widz siedzi w napięciu do samego końca. Clint po prostu potrafi opowiadać historie, jest fantastycznym filmowym bajarzem, z ogromną wiedzą o kinie i znajomością potrzeb widza które wcale się tak nie zmieniły przez te sto lat z okładem. Z każdej opowieści potrafi wyciągnąć sedno, jego esensję i użyć odpowiednich środków by to przedstawić na ekranie. Przeszedł cholernie długą drogę od ekranowego twardziela (którym na dobrą sprawę pozostał nawet w swoim ostatnim filmie) ujawniając swoją drugą nieporównanie bardziej wrażliwą stronę jako reżyser. Żywa legenda kina. Niech nam żyje i kręci filmy jak najdłużej a inni niech się uczą od mistrza.