Tak jak uważam Jima za świetnego człowieka, aktora i komika (głównie za naśladowanie znanych osobistości), tak w komediach bardzo często gra praktycznie tak samo. Przekonałem się o tym najpierw oglądając "Telemaniaka", gdzie filmowi obniżyłem notę za dość spore podobieństwo w grze aktorskiej do jego wcześniejszych produkcji - "Maski", "Ace Ventury" i "Głupiego i głupszego". Jednak nie było to aż tak rażące i tylko troszkę przeszkadzało. Przed seansem "Grincha" obawiałem się, że sytuacja może się powtórzyć. Niestety, okazało się, że jest jeszcze gorzej niż w "Telemaniaku". Jego gra aktorska to dosłownie mieszanka i istna kopia 3 wymienionych wcześniej produkcji i to w dodatku z najbardziej głupkowatymi cechami. Im dłużej oglądam Jima w komediach, tym bardziej zauważam, że gra praktycznie tak samo, a jego maksimum to to, co pokazał w 1994 roku. Jego styl grania w komediach dzielę na głupkowaty i dramatyczno-obyczajowy. W tym pierwszym robi głupkowate miny, które nie śmieszą mnie już tak jak kiedyś, a nawet zaczynają denerwować. W tym drugim z kolei gra nieudacznika życiowego, którego świat kopie po tyłku. Dobrze, że są jeszcze takie filmy jak "Zakochany bez pamięci" czy "Truman Show", bo inaczej ten aktor stopniowo słabły w moich oczach. Nie wiem czy on nie potrafi inaczej grać czy jest to wina reżyserów, którzy narzucają mu ten rodzaj gry, żeby powtórzyć sukces w/w komedii. Plusem natomiast jest to, że Jim Carrey czym jest starszy, tym gra lepiej, bardziej zróżnicowanie, przez co mam nadzieję, że po obejrzeniu jego nowszych komedii nie będę się skupiał na jego grze aktorskiej, a na filmie.
Największymi zaletami "Grincha" są: klimat malutkiego miasteczka oraz przekaz dla ludzi na temat prezentów, jednak to i tak jest zbyt mało żebym mógł dać wyższą ocenę. Być może gdyby ktoś inny zagrał Grincha to wyszło by to znacznie lepiej. Porównując ekranizację do oryginalnej kreskówki ten Grinch jest zbyt głupkowaty, taki bardziej pod publiczkę z mało śmiesznym poczuciem humoru (np. całowanie psa w tyłek to humor raczej z niższej półki). Za dużo jest Carreya, a za mało Grincha jakiego znam z kreskówki - tamten był bardziej przebiegły i cwany, a mniej głupkowaty. Scenarzysta również nie popisał się, a szkoda bo mogłaby wyjść całkiem fajna komedia ze wspaniałym klimatem zimowym. Filmowi daję bardzo naciąganą czwórkę, głównie właśnie za świetny klimat oraz przekaz - bez tego byłaby słaba trójka.