Powiem szczerze. Film nie był totalną klapą, ale zawsze musi być "ten najsłabszy z serii". I właśnie nim jest "Mroczne Widmo"-najsłabszy film STAR WARS.
Jedyne, co go ratuje, to według mnie owy spektakularny pojedynek z Maulem na Naboo...
Film jest oczywiście dobry, ale zawsze musi być "ten najsłabszy z serii". Choć nie wiem czy Atak klonów nie był gorszy. Osobiście uważam, że jakby w Mrocznym widmie podmienić parę rzeczy, parę usunąć, bardziej pokazać dramat na Naboo to film by dorównał innym z sagi.
Jednak nie tylko pojedynek go ratuje. Jest tu znakomita postać Qui-Gona, klimat starej republiki i wstęp do wydarzeń, przez które galaktyka runęła. Ci co mieli ratować demokrację, zniszczyli ją. Ten, który miał sprowadzić pokój, zniszczył go.
pojedynek nie jest nadzwyczajny, szczerze mówiąc to nie odbiega on moim zdaniem od reszty filmu, niemniej muszę powiedzieć, że sam film może arcydziełem nie jest w przeciwieństwie do np.:"Nowej nadziei", jednak jeśli mam wybór, wolę oglądać cholernie komercyjne "Mroczne widmo" niż naciąganą i grubymi nićmi łączoną ze starą trylogią "Zemstę sithów", która moim zdaniem jest fabularnym dnem, a którą ratują wyłącznie walki na mustfar i w senacie, bo cała reszta, to...
"Anakin, you're breaking my heart! You 're going down a path I cannot follow"... no proszę was....