Nie jestem fanem Gwiezdnych Wojen, niemniej śledzę losy bohaterów na równi z głosami fanatyków, którzy wiedzą o filmie "wszystko". Może dzięki temu spojrzycie na film oczami człowieka "z zewnątrz". Ludzie, czy wam na prawdę nie przeszkadza, że ten film to pasmo aktorskich pomyłek, płycizna jakaś emocjonalna i błędy reżyserskie? Ja rozumiem, że można coś bardzo polubić, ale to nie jest wystarczajacy powód, żeby obraz na szerokim ekranie i parę gwizdów w dolby digital pomieszało ludziom w głowie.
Efekty specjalne: znakomite - jednak to oczywiste, kiedy weźmie sie pod uwagę na sztab ludzi, który je obsługuje i współczesną technikę, dzieki której mozna pokazać prawie wszystko. Ładne są też wizje krajobrazów obcych planet, trochę gorzej z ich mieszkańcami ale to juz rzecz gustu. Dziwne, że jakos nikt z recenzentów nie zwrócił uwagę na sensacyjne światło, które pada na bohatrerów tak, ze na Ziemi nie udałoby się uzyskac takiego efektu. To powoduje, że sceny w sumie podobnych do ziemskich sceneriach wyglądają jednak obco. Źle, że pokazano tego latającego stworka na Tatooinie - nie trzeba pokazywać rzeczy, których nie potrafi się zrobić dobrze. Mógł przeciez gadać siedząc. Takich drobnych wpadek jest więcej. Ładne kiecki ma Amidala, piękna jest scena walki na miecze Anakina (ta, w której traci na koniec rękę) niestety walka mistrza Jedai spokojnie mogłaby ukazać się w jakimś familijnym filmie niskonakładowym. W sumie śmiesznie, bo widać (film prosty, aż boli i męczy), że właśnie walka mistrza to miało być coś na co wszyscy czekają. O scenie wziętej żywcem z Toma i Jerry (to taka kreskówka dla dzieci) czyli dramacie, który dzieje się na taśmie montazowej chcę zapomnieć. Podobnie rzecz ma się z pietnastominutowym pościgiem na poczatku filmu. Dla odmiany ładne są sceny w przestrzeni kosmicznej, fajne statki i mimo, że w prózni nie ma żadnego dźwięku (czy ja się czepiam?) fajnie świszczą. Trochę poczułem się jak czubek kiedy po raz któryś próbowano mnie przekonać, ze Amidala i Anakin mają się ku sobie... Przecież po dwóch romantycznych scenach juz było juz wszystko wiadomo i nie trzeba mi tego powtarzać kolejnych pięć razy. Zamiast współczucia chyba, które powinno było się we mnie narodzić - irytacja. Zresztą to nieszczęsne dziewczę wypadło na tle reszty najbardziej chyba naturalnie i przekonywująco. Reszta mimo, że dostała prosciuchne role nie dali sobie z nimi rady (może właśnie dlatego, że takie proste)
I jeszcze jedno: pamiętajcie, że piętnascie lat temu mieliscie pietnaście lat mniej - to jak odebraliscie wtedy GW nie jest już niestety do powtórzenia i musicie się z tym pogodzić. Reżyser nie chce zmienić konwencji filmu (i bardzo miło z jego strony) więc wyślijmy nasze młodsze rodzeństwo albo dzieci jesli je mamy, pozwólmy im się zachwycić. Ale my widzieliśmy juz parę filmów więc nie dajmy się ogłupić. Ja wychodząc z kina czułem się trochę staro: film OK ale dla dzieci. Wolę mysleć tak właśnie, bo dla tej opinii istnieje tylko jedna alternatywa: "Atak klonów to porażka", a ja lprzecieżubie Gwiezdne wojny...
dear Borys
Ale mnie chłopie zirytowałeś. Jak już jesteś taki "stary" to powinieneś wiedzieć, że gusta nie podlegają racjonalnym uwarunkowaniom. Albo się coś podoba albo nie. I nie oznacza to, że ktoś jest z tego powodu głupi lub mądry. Twoje poniekąd słuszne argumenty stawiają Cię w szeregu tych wszechwiedzących, którzy za pomocą reguł matematycznych próbują niezbicie udowodnić, że Bóg isnieje lub nie istnieje (jak kto woli). A to jest bardzo proste albo się wierzy albo nie. I choć to smutne nie zawsze jest tu miejsce na rozum.
odezwał się....
Widzę, że ktoś tutaj oburzył się na mój niewinny bo subiektywny przecież liscik. Jeśli rzeczywiscie twoja filozofia nie pozwala oceniać filmu jako rzemiosła musze najwyraźniej napisać inaczej.
Film jest żenujący, czułem sie zawstydzony wychodząc z kina. Prócz niezwykle pięknych efektów specjalnych (napisałem, że tyle im się udało) w filmie nie ma nic, ale to autentycznie nic, co mogłoby MNIE zainteresować, wnosić coś nowego do filmu jako sztuki a płycizna jaką nakreślono bohaterów jest do przyjecia jedynie przez najmłodszych. Przykro mi, bo jak zaznaczałem lubię GW i bardzo im kibicuję - niestety, chyba za słabo trzymałem kciuki...
P.S. Kolego, w żadnym momencie mojego listu nie napisałem, że osoby, którym film się podoba są głupie. Cieszę się, że mogą oglądać film bez jego analizy, na dziecięcy sposób i czerpać z tego przyjemność. Będzie o wiele przyjemniej jesli miłosnicy SF przygotują się dobrze do nowej produkcji Soderbergh'a i przeczytają "Solaris" Lema.
Borys (bardzo stary, aż 27 lat)
i owszem
Dochodzimy do sedna sprawy. Zgadzam się, że film w kategoriach artystycznych prezentuje poziom żenujący. Zresztą wydaje mi się, że dotyczy to każdej z poprzednich cześci GW. Jednak myślą przewodnią mojego poprzedniego maila było to, że część widowni ocenia film w zupełnie innych kategoriach, co jak słusznie zauważyłeś pozwala im "oglądać film bez jego analizy, na dziecięcy sposób i czerpać z tego przyjemność". I tu jest sedno. Z niejasnych dla mnie przyczyn ten właśnie a nie inny film pozwolił mi przez 2 godz znowu stać się kilkuletnim dzieckiem. Przykro mi, że nie znalazłeś w nim nic interesującego (oprócz efektów rzecz jasna), ja znalazłem - klimat który zapamiętałem jako mały chłopiec w V i VI części GW. Nie jestem fanem SF. Nie dzielę filmów wg gatunków lecz na takie, które wg mojej subiektywnej oceny są dobre lub złe, a ściślej takie które mi się podobają lub nie. Nie traktuj tej korespondencji jako atak na własną osobę. Bez urazy. Nie spodobała mi się jedynie sugestia, że jestem infantylny z tego powodu, że podobał mi się film będący niczym innym jak tylko baśnią - bo wówczas jak skomentować ogólnoświatowy zachwyt nad oskarowym Władcą Pierścieni (który swoją drogą zupełnie mi się nie spodobał)?
Pozdrawiam (jeszcze starszy - 29 lat)