PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=5982}

Gwiezdne wojny: Część III - Zemsta Sithów

Star Wars: Episode III - Revenge of the Sith
2005
7,6 263 tys. ocen
7,6 10 1 262843
6,4 57 krytyków
Gwiezdne wojny: Część III - Zemsta Sithów
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Część III - Zemsta Sithów

Radzę wam obejrzeć to: https://www.youtube.com/watch?v=GBh8MKBEBbM i zastanowić się czy ten film jest naprawdę taki dobry. Nie zmuszam nikogo do zmiany zdania a jedynie do przemyśleń, wyciągnięcia wniosków i do dyskusji na ten temat. Recenzja jest długa a niektóre momenty to zwykłe czepialstwo zrobione na potrzebe gagu ale większość się zgadza. Zapraszm do dyskusji :)

ocenił(a) film na 7
Fourteen

Nie no jak dla mnie Palpatin był akurat rzeczą, która była idealnie zrobiona w NT. Gdyby nie to co robił w epizodach I-III to pewnie nie zostałby moim ulubionym złoczyńcą.

Co do Anakina to już ustaliliśmy, że to, że postacie nie dostają wystarczająco dużo czasu jest jednym z największych problemów NT. I tak w epizodzie III Anakin miał najwięcej czasu i można od razu powiedzieć, ze jest to film o nim. Obi-wan i ta cała wojna jest tylko tłem dla kuszenia Anakina przez Sidiousa. Co do mordu w świątyni to się zgodzę. To powinni dokładnie pokazać, a Lucas stwierdził "Ehh... niech Vader wymorduje wszystkich członków dużych korporacji. Nienawidzę korporacji i zawsze o tym marzyłem więc czemu tego nie zrealizować na ekranie?" (teraz się skapłem, że Lucas serio nie lubi korporacji i konfederatów i specjalnie zrobił z nich złoczyńców w NT XD ) A co do Walki Anakin - Windu moim zdaniem nie ma na to potrzeby. NT i tak już jest wystarczająco wypełniona bezemocjonalnymi walkami między nijakimi postaciami (choć z drugiej strony Windu zawsze jechał po Anakinie więc ta walka mogła mieć akurat jakiś sens). A co do Kashyyyk i Utapau to jednak trzeba było jakoś pokazać że wojna trwa. Kashyyyk doslownie mignęło a na Utapau był wątek Kenobiego, ale moim zdaniem lepiej by było, gdyby wojna toczyła się blisko Corusant i republika była by w zagrożeniu. W ten sposób moglibyśmy mieć wojnę i przy okazji cały czas osadzać akcję w stolicy gdzie dochodziłoby do kuszenia. W ten sposób też obawy Anakina, że Padme zginie byłyby bardziej uzasadnione (w końcu wróg jest u bram). Też ogolnie sama wojna mogłaby być o wiele lepsza i zamiast tworzyć bardzo emocjonującą walkę Klony (przeznaczone by zginąć) kontra droidy (przeznaczone by zezłomować) mogliby zrobić normalną wojnę gdzie po obu stronach ginęłaby masa istot. Ale to już inna sprawa.

Co do reinkarnacjio Palpatina też tak uważam choć jeżeli zrobiliby to fajnie to bym się ucieszył (w końcu Palpatine to mój ulubiony łotr więc więcej Palpatina równa się więcej cudownego zła na ekranie :P ) ale raczej nie zrobią tego. Chodziło mi o to, że jest to bardziej prawdopodobne niż wskrzeszenie Plagueisa, który w nowym kanonie nic nie znaczy.

Konradomorelo

O Plagueisie, tylko nie znowu Plinkett, znany hater prequeli i apologeta oryginalnej trylogii. Przyznam się szczerze, że jego recenzję widziałam bardzo dawno temu i nie chce mi się przechodzić przez to po raz drugi, ale z grubsza pamiętam, jak wyglądają jego wywody.

Problem z Plinkettem jest taki, że czepia się takich pierdół, tak nieistotnych dla normalnego widza spraw, że w taki sam sposób można rozbroić każdy film. Dosłownie każdy! Kane był sam w pokoju, kiedy wymawiał "różyczkę", co za badziewny film, nie da się oglądać, 2/10! W pierwszej godzinie Lawrence'a z Arabii niebo w nocy wygląda nienaturalnie - słabe efekty, do tego długie,"puste" ujęcia, dużo polityki, część spraw toczy się poza ekranem - 4/10, ujdzie w tłoku. W taki sam sposób można też oczywiście rozbroić OT, której też daleko do ideału - dziwne, że Plinkett nie decyduje się na taki ruch. Aaaa, no tak, wiadomo dlaczego.

Chwilami mam wrażenie, że autor nie do końca w ogóle rozumie "Zemstę..." (albo celowo udaje, że nie rozumie). Poddawanie w wątpliwość koncepcji wybrańca to dziwoląg, na jaki nie pozwalają sobie nawet najwięksi przeciwnicy PQ. Nie rozumie tego, jak sama wojna jest prowadzona, o czym pisano już w tym gigantycznym wątku. Celowo ignoruje/spłyca przejście Anakina na CSM (albo faktycznie nie rozumie powodów, dla jakich to się stało). Widzi dziury i nieprzejrzystość fabularną tam, gdzie jej nie ma (Obi Wan vs Grievous? Dooku?!). Sama nie mam problemu ze zrozumieniem niczego z tego filmu, a moja wiedza z zakresu EU jest co najwyżej szczątkowa. Jakiegoś specjalnego połączenia telepatycznego z umysłem Lucasa też nie mam, więc odpowiedź jest tylko jedna - film dla normalnego widza jest przejrzysty. Wystarczy oglądać uważnie i z grubsza pamiętać poprzednie dwa filmy (chociaż większość widzów wolałaby o nich zapomnieć :P).

RotS ma swoje problemy, oczywiście - dialogi są momentami fatalne, a aktorstwo niewiele lepsze (symptomatyczne dla całej sagi). Mimo to Lucas dokonał czegoś niesamowitego - pomimo, że scenariusz i dialogi kuleją, ten film po prostu wciąga. Historia jest bardzo ciekawa, jak na GW - złożona, a przy tym przedstawiona w widowiskowy sposób. Ostatnia godzina to majstersztyk na który warto było czekać cały film (a może i trzy?). Rozkaz 66 i ostatni pojedynek wstrzymują u widza dech w piersiach. Plinkett podśmiewuje się z "high ground" tak, jakby celowo nie rozumiał, że wcale nie o ten pagórek się tu rozchodzi, ale o zaślepienie i butę Anakina, który tak naprawdę przez cały pojedynek górował nad Obi Wanem. Miał świadomość swojej rosnącej mocy i to go zgubiło. Myślał, że jest niepokonany. Nie był.

Nie wychowywałam się na GW, dopiero mój ówczesny chłopak pokazał mi wszystkie 6 filmów kiedy RotS wyszło na DVD. Miałam wtedy 20 lat i może stąd mój brak nostalgii i idealizowania OT. "Zemsta..." zawiera moje ulubione sceny z całej sagi, więc będę bronić do upadłego :) Zresztą, ciekawostka - RotS przy otwarciu zebrał najlepsze recenzje profesjonalnych krytyków ze wszystkich oryginalnych sześciu filmów.

malgorzata

Mądrze powiedziane... Lubię takie wypowiedzi. ;)

Pomijając już to, że Plinkett często u Prequeli czepia się takich pierdółek jakich na OT słowa by nie pisnął ... Prawda jest taka, że pewne głupoty i części 4-6 zawierały (np. pluszaki pokonujące wojska Imperium, Gwiazdy Śmierci zawsze mają ten sam czuły punkt)... A jeśli ktoś narzeka, że pojedynki w PT były zbyt "taneczne", albo że za dużo CGI to proponuję im by wrócili do filmów niemych, bo to właśnie ich kochana stara trylogia była właśnie rewolucją w tworzeniu filmów. SW zawsze było nowoczesne, a nie wracało do ery skamielin... Zaś ep 1-3 powstawały już w XXIw na litość boską! Lucas i tak dużo practical efects zastosował (wystarczy poszperać)... I niestety to przez owych trufanów obserwujemy jak uniwersum SW stacza się przez Disneya, bo ci znowuż boją się wymyślić coś oryginalnego i ograniczają przez to "Gwiezdne Wojny" jedynie do "celebrowania" naśladowania stylistyki starej trylogii. Owszem to ma swój urok, ale tylko w starych filmach... Na dzisiejsze czasy takie zabiegi wyglądają już komicznie..

O TFA to nawet nie wspomnę, bo ta część to wręcz gwałt na całej sadze, która rujnuje wszystko co części 1-6 chciały przekazać.

Podsumowując, Plinkett to hipokryta i tyle. Raz można go obejrzeć chociażby dla beki, ale nie można tego brać na serio... Powstał nawet esej (100 stron, by odkręcić plikettowskie głupoty!) na temat tej recenzji:
thestarwarstrilogy.com/starwars/FILES%2f2014%2f09%2fRed-Letter-Media-Episode-I-R eview-A-Study-in-Fanboy-Stupidity.pdf.axdx
Ale nie dziwę się, że ultrasy tak go czczą jak Boga. Potrafił oczernić coś co sami nienawidzą... A ta cała nienawiść trwająca już ładne paręnaście lat ma bardzo obsesyjny i niezdrowy charakter (najlepszy przykład to Simon Pegg).

cloe4

Dziękuję za odpowiedź i nie muszę dodawać, że zgadzam się w 100%.
Star Wars to zawsze było zapierające dech w piersiach widowisko, kosmiczna baśń z ciekawymi, nowoczesnymi efektami. Zemsta Sithów wyróżnia się na tym tle, bo jest to film nieco ambitniejszy - pokazuje upadek Republiki, manipulacje Sidiousa, nie przedstawia Jedi jako nieskazitelnych rycerzy, ba! Ukazuje, że w pewnym sensie sami sobie byli winni. Być może dlatego wielu wychowanych na OT nie potrafi tego filmu przełknąć - Zakon to zawsze był ich ideał, a tu proszę, ten wredny Lucas mówi, że na tym ideale są rysy.

" A ta cała nienawiść trwająca już ładne paręnaście lat ma bardzo obsesyjny i niezdrowy charakter"
Dokładnie.
Czasem wydaje mi się, że żeby ocenić i skontekstualizować te filmy uczciwie pokolenie ślepych ultrasów wychowanych na OT musi wymrzeć. Może brzmi to brzydko, ale taka jest chyba prawda. Trzeba też pamiętać, że to bardzo głośna, ale jednak mniejszość. O ile PM i AotC to raczej kiepskie obrazy (chociaż czy aż tak złe, jak niektórzy twierdzą? Kłóciłabym się), to RotS jest w ścisłym top3 filmów z tego uniwersum i manipulacje Plinketta tego nie zmienią.
Autor tych recenzji w końcu też kręci biznes, a bycie guru zaplutych fanbojów zapewnia wiele, wiele wyświetleń. Widziałaś recenzję TFA? 80% to narzekanie na prequele i wycieczki osobiste w stronę Lucasa. Klasa sama w sobie, aż zbiera się na wymioty.

malgorzata

Wiesz... Też sądziłam, że AOTC i TPM nieco odstają od reszty filmów z sagi (w sensie, że w osobistym rankingu były na końcu, zaś ROTS i TESB na samym początku), ale to jedno zdjęcie zmieniło moje przekonania:
http://muncheedaily.com/wp-content/uploads/2015/10/CBL_Munchee_Crown1.png

Owszem teraz OT ma bardzo wysokie noty, ale za pierwszym razem wcale nie mieli tak idealnie... Ówcześni krytycy nie przepadali za tymi filmami, żartowało się z nich (czego się już nie pamięta, bo wtedy internetu nie było), ale dzieci te filmy pokochały i gdy wyrosło z nich nowe pokolenie recenzentów to ep 4-6 urosły wtedy do rangi arcydzieła...

Dopiero teraz wychodzi na to, że Prequele aż tak nie odstają od OT... Po prostu były stworzone w innym czasie, a do tego miały do czynienia z większym hejtem... Czy ich postrzeganie też się kiedyś zmieni? Może i tak, bo widać pewną zmianę... Polityka Disneya tylko wzburzyła inną część fanów (tą lubiącą wszystkie epizody) która teraz stała się dość głośna w internecie, na YouTube zauważyłam sporo filmików broniących Prequeli i krytykujących TFA... A znając moje środowisko wszyscy lubią po prostu sześc filmów i nikt nie uważa się za wiadomo jak udręczonego, bo mu Lucas kręcąc ep1-3 dzieciństwo zj*bał... To co wyprawiają niektórzy fani OT to duże nadużycie... Najliczniejsza grupa to zdecydowanie nie jest, ale strasznie głośna i przez to bardziej wpływowa... Na tyle wpływowa, że nawet Disney sra w gacie, bo nie potrafi dla tej sagi wymyślić nic oryginalnego czy nowoczesnego, kopiują jedynie OT, bo chcą tych fanów do siebie zjednać, a ci klaszczą w dłonie o błagają o więcej...

Zawiodłaś się Plinkettem? Nie ty jedna... Hipokryta i tyle... Z Lucasa i Prequeli nabijał się już w trzech swoich filmach (nie powiem, nawet mnie to bawiło, ale tylko na raz), nie mógł dla odmiany w recenzji TFA sobie tego odpuść, a ponabijać się z... eee Kathleen Kennedy która rujnuje SW? Ech... szczerze mówiąc recki TFA nie obejrzałam całej, ten maruda już był dla mnie nie do zniesienia...

Jeśli chciałaś obejrzeć recenzję TFA z humorkiem polecam to. I to bez plinketowskiego lania wody...
https://www.youtube.com/watch?v=sg29Sa6QFes
https://www.youtube.com/watch?v=abhJAigy8Jw

ocenił(a) film na 10
Konradomorelo

Plinkett to chory umysłowo typ . Jego powinno sie umieścić w zakładzie powinno sie umieścić w zakładzie zamkniętym , jeśli sie spodziewasz że my fani prequeli uwierzymy temu trypowi , jesteś w dużym błędzie .