Film fajny, ale trochę przesadzili z tą kolejną "Gwiazdą Śmierci". Rozumiem, że chcieli nawiązać do oryginalnej trylogii i stworzyć coś większego i bardziej niszczycielskiego. Tylko, że także szalenie niepraktycznego. Zeby strzelić promieniem niszczącym planety, musi sie załadować energią z jakiejś gwiazdy. Nie wiemy skąd miała energię do pierwszego strzału, do drugiej próby ładowała z najbliższego słońca, wysysając energię do końca.
Przypuśćmy, że odpalono by drugi promień. I co dalej... Gwiazd w pobliżu jednej planety raczej na pęczki nie ma, może jeszcze z jakiejś pobliskiej galaktyki udało by się ściągnąć energię. Polecieć się nie da... bo to w końcu planeta, a te nie latają tak sobie. Bez energii nie strzeli.
Miało budzić grozę, ale trochę tego nie przemyśleli do końca...