Ciekawe czy ktoś też tak odczuł.
Po wyjściu z kina miałem trochę wrażenie, jakbym obejrzał nie pierwszą, a środkową część nowej trylogii.
W sensie - już na samym początku, jeszcze w napisach, informują, że powstał Nowy Porządek i że teraz on rządzi i jest zły, a Rebelianci się nie nazywają Rebelianci tylko Ruch Oporu... Film się zaczyna desantem i masakrą wioski, a ja się zastanawiam - jakim cudem po rozpirzeniu drugiej Gwiazdy Śmierci, utrupieniu Imperatora i Vadera, hucznych fajerwerkach w całej galaktyce pod koniec Powrotu Jedi - Rebelia nadal nie zwyciężyła?.. Nie przywrócono Republiki..? Pozwolono jakimś niedobitkom-fanatykom Imperium na zgromadzenie sprzętu i odnowę władzy..?
OK, pomyślałem, najwidoczniej tą sprawę mam wedle autorów przyjąć po prostu na klatę i przyjąć, że jest, jak jest i kropka. Krótko zarysowali najważniejsze wydarzenie ostatnich 30 lat - dalej fabuła tyczyć się będzie rzeczy nowych albo dokładniej wyjaśnionych.
Ale w miarę oglądania, pojawiały się coraz to nowe wątki, które napomykały o przeszłych wydarzeniach - tylko po to, by do nich nie wrócić i pozostawić niewyjaśnionymi.
Na przykład: szkolenie Kylo Rena. Poznajemy go już jako "dżedaja". Widzimy, jak gada z jakimś nowym Imperatorem. Zakładamy, że pewnie on go szkolił. Ale nie! To Luke szkolił Rena. W dodatku Ren jest synem Hana. Który pokłócił się ze starymi i uderzył na konkretnego giganta. Który jakimś wydarzeniem zepsuł budowaną przez Luke'a, wspomnianą w ledwie kilku słowach, akademię Jedi. W wyniku czego Luke też uderzył na giganta. Poza tym nagle okazuje się, że złe Imperium (sorry, wiem, że to Nowy Porządek, ale Imperium krócej się pisze) ma gigantyczną armatę... znowu! I że wysadzają kilka planet... po coś. Planet, na których pokazano przerażonych... ktosiów.
Czaicie?
Mam wrażenie, że opuściłem jeden film. Film, którym Luke pokonawszy Imperatora zakłada Akademię. Film, w którym Han i Leia w końcu idą na całość, robią bachora i oddają wujkowi na nauki. Film, w którym pokazano powstanie i upadek nowej generacji Jedi, wygnanie (bądź pielgrzymkę, zależy jak na to patrzeć) Luke'a, "narodziny" Rena, pojawienie się nowego szefa galaktyki... I to nie jest przecież tak, że ja te motywy sobie z dupy wyciągam, mówię o wszystkich tych wydarzeniach, które w najnowszej części są tylko napomknięte.
Nie wiem, może to celowy zabieg? Może Epizod 8 będzie jednym wielkim flashbackiem i wspominaniem dawnych dziejów przez bohaterów? Mimo wszystko nie sądzę, bo takie zagrywki od dawna są w kinie uznawane za totalny kicz.
Wasze wrażenia na ten temat..?
"Mam wrażenie, że opuściłem jeden film. Film, którym Luke pokonawszy Imperatora zakłada Akademię. Film, w którym Han i Leia w końcu idą na całość, robią bachora i oddają wujkowi na nauki. Film, w którym pokazano powstanie i upadek nowej generacji Jedi, wygnanie (bądź pielgrzymkę, zależy jak na to patrzeć) Luke'a, "narodziny" Rena, pojawienie się nowego szefa galaktyki... I to nie jest przecież tak, że ja te motywy sobie z dupy wyciągam, mówię o wszystkich tych wydarzeniach, które w najnowszej części są tylko napomknięte."
SERIO chciałbyś to oglądać? Sielskie życie rodziny Solo i perypetie Luke'a który szkoli jakichś młodzików? A gdzie byś w to wcisnął akcję, zagrożenie, jakiegoś przeciwnika :D? Przecież taka część przypominałaby odcinek "M jak miłość" a nie film przygodowy :D
Nic nie napisałem, że bym, chciał taki film obejrzeć :D Bo szczerze mówiąc to brzmi jak streszczenie całej Nowej Trylogii :P
Nie chodzi o to, czy chciałbym taki film obejrzeć, tylko o wrażenie, że Epizod 7 zaczyna się dość "nagle", niemalże jak "Imperium Kontratakuje"; że wiele rzeczy nie zostało nam przedstawionych na wstępie a kolejne, podsuwane w miarę rozwoju fabuły, pozostały niewyjaśnione. Że w gruncie rzeczy w przeciągu tych 30 lat w świecie Mocy wydarzyło się dużo więcej, niż nam się pokazuje i że z tych wydarzeń wiele wydaje się znaczących dla obecnego wyglądu świata przedstawionego, a nie zostały konkretnie w tej części nakreślone.
Piłsudski pognał ruskich daleko prawie pod Moskwę ale w ostatniej fazie nie sprzymierzyl się z bialymi i nie zadał ostatecznego ciosu. Nie minął rok a te ruskie "niedobitki" były pod Warszawą a później po 20 latach komunizm zalal Europe wschodnia. Nie ma w tej historii więc nic nadzwyczajnego.
Ja na to patrzę w drugą stronę - zalew komuny to równie intrygujące i nadzwyczajne wydarzenie, nie umniejszajmy takich spraw sprowadzając je niemalże do jakiejś zmiany flagi na urzędzie.
To trochę tak, jakby naziole w latach 70tych znowu trzęśli światem. Ja wiem, że wszystko jest możliwe, ja tylko jestem głodny szczegółów tych spraw. Czuję niedosyt po seansie.