Idąc na Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy, wiedziałem, że się nie zawiodę. Świetna produkcja i muszę przyznać szczerze, że przypomniały mi się lata podstawówki, kiedy oglądałem po raz pierwszy Gwiezdne Wojny. Na filmie chyba 7 razy, o ile dobrze liczę, prawie się popłakałem, z powodu wspomnień, oprawy muzycznej, widoku starych, dobrych TIE Fighter'ów, Chewie, Hana Solo, Lei, C3-PO i innych. Dwa razy łza poleciała mi po policzku. Patrząc "na trzeźwo", czyli nie pod kątem tego, że cała saga, to jedne z moich ulubionych filmów ze wszystkich gatunków jakie widziałem, ale pod kątem produkcji. Oprawa muzyczna, jak dla mnie wykonana niemalże perfekcyjnie. Efekty specjalne na bardzo wysokim poziomie. Pomysł na postać Kylo Rena bardzo fajny, szczerze wyglądał mroczniej niż Darth Vader, jednak jego zastąpić nie można.. Dobranie aktorki do roli Rey bardzo dobre, jeżeli zamysł reżysera w jakimś stopniu opierał się na urodzie kobiecej (Daisy Ridley jest bardzo ładna). Często mam w kinie tak, że czasami spoglądam na zegarek ile już trwa film, bo zwykle chcę wyjść zapalić papierosa. Takie filmy zwykle mają po 1,5h. Tutaj jednak w ogóle o żadnym zegarku ani papierosie nie myślałem. Ba! Nawet zapomniałem, że w kinie siedzę! Jedyna rzecz, do której się doczepię to jest śmierć Hana Solo, która jednak nie obniża oceny filmu. Polecam każdemu fanowi Star Wars. Na pewno nie pożałujecie.