Szumnie zapowiadany powrót do klasycznej trylogii Star Wars okazal sie, moim zdaniem, czystym skopiowaniem motywów i nastawieniem na zielone ze sprzedazy gadżetów. Jako fan sagi (nawet też ep1-3) jestem po dzisiejszym seansie zawiedziony i rozczarowany. A propos. Dzień po premierze (dziś 19.12) na seansie o popularnej godzinie (18:30) w miescie wojewodzkim sala nie byla pelna nawet w polowie(!). Wracając do filmu. Atak na "planetę śmierci" marnie skopiowany z oryginalu. Sam scenariusz nie pozwala utozsamic sie z zadnym nowym bohaterem a starych (poza robotami i moze Chewwiee) jest po prostu zal bo nic nie daja swoim bojhaterem a istnieja jedynie po to zeby widz poczul odrobine sentymentu. 
Tragikomiczny czarny charakter ktory wlada armia ciemnej strony nie moze pokonac szeregowego szturmowca w walce na miecze (ten drugi trzyma go pierwszy raz w zyciu) a na dodatek dziala zero-jedynkowo bo jak walczy mieczem to nie moze uzyc mocy (vide duszenie etc.). Rozumiem nastawienie na amerykanskiego mlodego widza ale c'mon! Analogiczna sytuacja z druga "walka". Rowniez zenujacy smiech wywolala we mnie scena gdy Ben zdejmuje helm tylko dlatego ze dziewczyna go prosi (wtf) a de facto wymuszone jest to dalsza scena na miny "w trakcie pierdzenia". Przeciez w kasku musialby "grac" cialem(?) ramionami(?) Czyzby to by bylo zbyt trudne do pokazania dla efekciarskiego rezysera? 
 
Ostatnia refleksja przy wysypie "starych" aktorow. Gdy o nich uslyszalem, wiedziaem ze ktos zginie. Czemu? Pomyslcie ze taki aktor zmarlby miedzy kolejnymi czesciami. PROBLEM. wiec nie zdziwmy sie jak ich w kolejnych juz nie bedzie albo szybko zgina. 
 
Ps. Czy ja dobrze slyszalem ze disney chce krecic i wyswietlac kolejne czesci co 1-2 lata? Mnie na platnym seansie juz na pewno nie znajdą.