Gwiezdne wojny to film, który część osób będzie krytykować z urzędu, a części osób film rzeczywiście się nie spodoba, ma w końcu prawo. 
Zasłanianie się argumentem, "że łooo mnie się nie podobał, bo ja to oglądałem starą trylogie x lat temu i łoo słabe, bee, mee" jest niepoprawne i bardziej wynikający z sentymentu niż z obiektywnej oceny. Moja przygoda także zaczęła się od starej trylogii, mało tego, gdy Disney ogłosił "usunięcie" kanonu to byłem bardzo zdenerwowany i krytycznie podchodziłem do nowego filmu. 
 
Sam film jednak mnie nie zawiódł. Mogę swobodnie powiedzieć, że Disney nie zepsuł widowiska. Ja naprawdę czułem klimat ST coś czego tak bardzo mi brakowało gdy zacząłem oglądać wiele lat temu Mroczne Widmo. 
Może to zasługa Hana i Chewiego, których było w filmie sporo i którzy jak zwykle nie zawiedli. Były też nawiązania do klasycznej trylogii - fajny smaczek w filmie. 
Nowi aktorzy także nie zawiedli. Moim zdaniem rolę genialnie zagrała Daisy Ridley, byłem w szoku. O Nią miałem największe obawy, a tu taka niespodzianka. Reszta też trzymała poziom, mniejszy, bądź większy, ale nie było źle. Oscaar Isaac i jego postać to strzał w dziesiątkę, czegoś takiego brakowało mi w filmach po przeczytaniu EU, mam nadzieję, że z kolejnymi częściami będzie go więcej. 
 
Nie jest to może film, gdzie po zakończeniu jako fan siedzę wbity w fotel jeszcze dobre 30 minut, ale na pewno nie była to klapa jak niektórzy próbują tu insynuować. Ja się nie zawiodłem, Disney rozwiał moje wątpliwości i z lekkim kredytem zaufania ze względu na gruntowną przebudowę składu spokojnie wypatruję następnych części. Polecam!