Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Star Wars: Episode VII - The Force Awakens
2015
7,2 262 tys. ocen
7,2 10 1 261561
7,3 64 krytyków
Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Niedosyt...

ocenił(a) film na 6

Ogólnie czuję się nieco zawiedziony, chyba w ostatnich kilku dniach za bardzo pompowano balonik, że Przebudzenie jest świetne.
Mam wrażenie, że J.J. Abrams i spółka tak bardzo chcieli zmyć klimat jar-jar-bingsowy i powrócić do oldschoolowych lat 80tych, że zatracili pewną oryginalność. Kalka Nowej Nadziei jest bardzo widoczna, wręcz nudna. Biedak z pustynnej planety, którego spotyka przygoda pod postacią droida, który ma innego pana, droid przechowuje informację, na którą polują wszyscy, bla, bla, gwiazda śmierci i znów banalnie wyłączane pole siłowe. Wbrew pozorom, postać neurotycznego młodzieńca jakim jest Kylo Ren dodaje nieco oryginalności i mi akurat nie przeszkadza jego wymoczkowata twarz pod hełmem, który chyba nosi tylko po to by upodobnić się do dziadka. Bo kogo byście oczekiwali jako bardziej Tru-bed-gaja? Vina Disela z mętnymi oczami i pooranym bliznami ryjem? Właśnie ten niestabilny gówniarz wydaje się być bardziej niebezpieczny, staje się niesztampową, ciekawą postacią. Drugą taką jest Maz Kanata, miłe nawiązanie do filozofii wschodu czy też Yody, z lekką nutką luzu.
Niestety stara gwardia kiepsko daje radę. Ford już od 10 lat w filmach krzywi się tylko jakby hemoroidy dokuczały, Fisher coś ma nie tak z ustami, którymi przypomina Stevena Tylera. Hamil, no cóż, too short to rate…
Rey-Ridley, cudowna, fantastyczna, piękna, naturalna, przekonywująca w emocjach. Finn-Boyega mało przekonujący, wymuszenie nieudaczny czy żartobliwy, z mało przekonującą traumą ex-szturmowca, ze skłonnością do socjalistyczno-postniewolniczego filozofowania. Poe-Isaac zbyt poprawny politycznie i miły dla wszystkich, bez pazura kosmicznego kowboja.
Ktoś tu szeroko opisywał w recenzji, jak dużo z tego filmu wycięto, może to właśnie przyczyna mojego niedosytu, bo film przeleciał z siłą wodospadu ale jak woda w kibelku. Gdzieś zgubiło się silniejsze zarysowanie uniwersum, historii, o mistycyzmie nie wspomnę. Za dużo, za szybko, biegiem po odfajkowanie kolejnych archetypów. Powrót do stylu pierwszej trylogii był ale ducha pierwszej nie było, nie było oryginalności. Wątki jakby na siłę klejone, jak z gry role-paly, wolałbym aby skupili się na spokojnym szukaniu Luke’a, niż nieco za szybkim i dorzuconym na dokładkę rozwalaniu kolejnej gwiazdy śmierci.
Może za dużo się spodziewałem, dla mnie, choć nigdy nie lubiłem Star Treka, pierwszy ( tylko pierwszy) Star Trek Abramsa był bardziej w klimacie starych Gwiezdnych Wojen niż Przebudzenie.
Może gdyby film miał pod 3 godziny i wątki byłyby uspokojone i pouszczelniane, byłoby lepiej.
Może gdyby wysilili się jednak na większą oryginalność niż kalkę Nowej Nadziei, byłoby ciekawiej.
No i ten Duży Gollum – pasujący jak pięść do nosa.