Pierwszy seans Przebudzenia Mocy za mną. Matko co to były za emocje. Kilka razy oczy mi zwilgotniały :)
Z nowymi SW nie mam problemu, może dlatego, że nie porównuję ich do pierwszej trylogii.
Bo to trochę jak z miłością. Stara trylogia była jak pierwsza miłość, zauroczenie, nowość, ekscytacja. Motyle w brzuchu i silne emocje.
Przebudzenie mocy, to jak długoletnia miłość. Nie ma już tych motyli w brzuchy, za to jest uczucie rozgrzewające serce, wzruszenia. To jak dawno niewidziany przyjaciel, z którym człowiek się zna jak łyse konie. Nie ma powiewu nowości, za to jest niesamowita radość ze spotkania.
Dlatego dla mnie ten film jest wspaniały. I jest w nim wg mnie wszystko, co potrzeba aby przeżyć świetną przygodę.
Dlatego też, nie doszukuję się potknięć, nieścisłości, czy innej dziury w całym.
Cieszę się niemożebnie ze spotkania ze starymi przyjaciółmi na ekranie, śmieję i wzruszam.
Podoba mi się podejście do Ciemnej Strony mocy. Podoba dynamika akcji, gra aktorów, efekty specjalne, rozwój fabuły.
I mogę powiedzieć, że jeszcze nie raz pójdę do kina na kolejny seans Przebudzenia Mocy :)
Ewidentnie takie było zamierzenie twórców. Niestety dla mnie osłabiło to Force Awakens jako samodzielny film. By zadowolić fanów musieli poświęcić odpowiedni czas na m.in. C-3PO i R2D2. Przez to moim zdaniem zabrakło czasu na odpowiednie budowanie historii i napięcia.
Przecież Przebudzenie mocy jest pierwszym filmem w trzeciej trylogii Gwiezdnych wojen. Premiera kolejnej części jest wstępnie zaplanowana na maj 2017.
Nie usprawiedliwia to faktu, że Han Solo szukając swojego statku przez lata znalazł go akurat zaraz po tym jak go porwali nasi bohaterowie albo niesamowitego szczęścia w znalezieniu Rey na bazie wojskowej wielkości planety.