Powielony schemat ze „Star Wars”, ale brak „ducha” tamtej produkcji.
Słaba, nieprzekonująca gra aktorów. Adam Driver bardzo kiepsko zagrał i nie pasował do tej roli (takie jest moje zdanie). Carrie Fisher wygląda na schorowaną. Świetlny miecz z jelcem; pistolety laserowe, którymi przy strzelaniu trzeba potrząsać – lipa i chała. Ale najgłupsze to było wysysanie gwiazdy oraz zatrzymanie promienia lasera w powietrzu. Wszystko „kilkukrotnie odgrzewane”, żadnego powiewu świeżości. Walka na miecze dobiła ten film - wielka żenada. Mark Hamill powinien dostać Oskara za rolę.
Mnóstwo filmów posiada takie czynniki, to wręcz nijaka, nierzeczowa rekomendacja. A to, że Shore odpowiadał za OST, niekoniecznie czyni go od razu bardzo dobrym, miejscami muzyka aż nadto zwracała uwagę, niespecjalnie służąc przy tym historii. Nawet bym powiedział, że tu i ówdzie kiksowała pod tym względem, bo po prostu ni stąd, ni zowąd się pojawiała bez ładu i składu. Z kolei na albumie to raczej niezbyt charakterystyczny, mało pamiętny materiał po jakim słuchacz się beznamiętnie prześlizguje.