Po raz kolejny przekonałam się, że im mniej wiem o filmie przed pierwszym seansem, tym lepiej mi on smakuje. Czasem ciężko jest uniknąć spoilerów zdradzających kluczowe elementy fabuły, ale tym razem dzięki przedświątecznemu zamętowi udało mi się to doskonale. Zasiadłam w fotelu kinowym niewinna i nieświadoma jak niemowlę ;)
Jako wprowadzenie do trylogii film wypada najlepiej ze wszystkich (I, IV i VII). Aktorsko stoi na bardzo wysokim poziomie, czego nigdy bym się po nim nie spodziewała. Ani tego, że nowe postacie będą tak świetnie napisane. Interakcje między bohaterami są niewymuszone, naturalne. A tamten odległy, fikcyjny świat stał się dla mnie namacalny jak nigdy dotąd. To, że na przykład Rey przez cały (prawie) film lata w brudnych ciuchach, z brudnymi włosami, uznaję za duży plus :) Bo piękny, idealny świat Nowej Trylogii momentami mnie przerażał...
Co najbardziej mi się podobało? BB-8, Poe Dameron, Kylo Ren i 5 minut (a ściślej mówiąc - 15 sekund) Luke'a Skywalkera.
BB jest najbardziej uroczym droidem w historii SW :) Wydaje mi się, że zamiarem twórców było tu stworzenie czegoś na kształt małego, wiernego kundelka w wersji elektronicznej i widać to doskonale na przykład w scenie, gdy „biegnie” na powitanie Poe. Przysięgłabym, że merda wtedy antenką ;)
Poe Dameron to bohater żywcem wyjęty z czasów II wojny światowej. Bezwzględnie lojalny wobec przyjaciół, oddany sprawie i zdolny do największych poświęceń. Pilot, który poleci nawet na drzwiach od stodoły. Mam słabość do tego typu postaci, słabość o zdecydowanie historycznych korzeniach :)
Kylo... wiem, że zdania na jego temat są podzielone. Dla mnie jest najciekawszym, najlepiej rokującym na przyszłość nowym bohaterem. Być może za parę lat powiem, że zawiódł moje nadzieje, albo że był najbardziej fascynującą postacią SW. Nie wiem. Jego nadmierna emocjonalność będzie tutaj kluczem. Zobaczymy... :) Na razie to rozchwiany, zagubiony, niepewny siebie chłopak, który próbuje udawać kogoś dokładnie przeciwnego. I chyba nieźle mu to pozorowanie wychodzi, skoro nawet widzowie są zaskoczeni i rozczarowani prawdziwym Kylo Renem, skrywającym się pod maską. Ja kupuję go w całości, z całym jego człowieczeństwem.
Luke... powiem tak: w tych kilkunastu sekundach w „Przebudzeniu Mocy” wypadł lepiej niż przez wszystkie godziny Starej Trylogii ;) Wygląda tak, jak stary Jedi, który przeszedł zbyt wiele powinien wyglądać, a w jego oczach widać cień mrocznych dni i wydarzeń, jakie były jego udziałem. To spojrzenie ściska za gardło.
A co mi się nie podobało? Muzyka. Muzyka jest dla mnie jednym z najważniejszych elementów filmu, a tu nawet nie pamiętam, czy była. Żadnego motywu. Czyli jest naprawdę kiepsko w tej kwestii. Dlatego nie mogę dać 10.