NIGDY nie pomyślałabym, że będę tak niecierpliwie czekać na seans Gwiezdnych Wojen. nigdy nie byłam fanką tego typu filmów a jak już słyszałam samo "star wars" robiło mi się niedobrze, sama nie wiem czemu. pałałam nienawiścią do SW i Władcy Pierścieni. I jak do władcy się nie przekonałam tak Star Wars... coś czuje, że to jest TO COŚ. Oglądałam kiedyś trochę wcześniejsze części, ale nie mogłam przez nie przebrnąć. Postanowiłam jednak mimo wszystko iść do kina na epizod VII (tylko mnie nie ukamienujcie przypadkiem). Ja, dziecko we mgle w temacie SW, jak i mój chłopak oraz dwójka naszych przyjaciół - ogromni fani sagi - wyszli mega zadowoleni. humor, ciągła akcja, świetne ujęcia, zagadkowe rozkminy kto jest czyim dzieckiem - wszystko na wielki plus. co do postaci złego młodego Solo, mówcie sobie co chcecie, jak dla mnie jego nieogarnięcie było celowym zabiegiem. i w kontekście całego filmu wyszło bardzo fajnie. tak bardzo chciał być badassem, że aż go to przytłoczyło. nieporadność typka, którymi mimo wszystko wzbudzał strach w tej swojej masce - dla mnie bomba.