Plusem, być może jedynym mocnym, to postać Hana Solo. Czuło się tę postać, mimo różnicy wieku. On naprawdę powrócił.
Pozostałe główne postacie narysowane raczej kiepsko. Luke miesiącami uczył się władać mieczem i przenosić przedmioty na odległość, a tutaj jakaś panienka z okienka, nie tylko, że zna kendo i kung-fu, to jeszcze pierwszy raz trzymając w ręku miecz od razu włada nim na poziomie "ekspert". Nawet ten eks-szturmowiec, nieposiadający mocy, potrafił przetrwać 20 sekund walki z wyszkolonym rycerzem ciemnej strony mocy.
Krótko mówiąc postacie zbyt płaskie, zbyt niechlujnie narysowane.
Sam montaż z kolei nazbyt chaotyczny. Nie mam wielkiego szacunku do tego reżysera i uważam, że robienie z Gwiezdnych Wojen kolejnego komiksu to zła strategia marketingowa. Ten cykl zniknie w nawale innych plastikowych komiksowych filmików z przerostem scen walk, ale z deficytem spójnej fabuły.
Za dużo było scenek i rozwiązań mało przekonujących fabularnie. Zbiegi okoliczności, przypadkowe spotkania, irracjonalne reakcje bohaterów... Daję wysoką szóstkę za Hana Solo i z powodu sentymentu do serii, ale uczciwie rzecz ujmując nie jest to film wybitny.