Niestety, ale mam wrażenie, że twórcom PM chodziło wyłącznie o kasę. Przecież mieli tyle czasu, aby dopracować kontynuację naszej ukochanej sagi do perfekcji, zadbać o każdy szczególik i zaspokoić nawet najbardziej wybrednego fana SW. Tak się jednak nie stało i gdyby nie doskonała reżyseria, to film oceniłbym jako przeciętny. Oglądając nowe SW zupełnie nie odczułem trzydekadowego skoku cywilizacyjnego, jaki dokonał się od nakręcenia pierwszych części. Wszystko było tak jak dawniej, a raczej mogło być, gdyby nie postacie Kylo Ren'a, Rey i Fina, które są zupełnie niedopracowane.
Zacznę od Kylo Ren'a, który jak dla mnie okazał się największą piz...ą w całej galaktyce. Pomijam już to, że wygląda tak jakby urwał się z treningu kendo, a jego mowa, kiedy nosi maskę, jest marną kopią Bane'a z "The Dark Knight Rises". Mieczyk też sobie wystrugał, jak krzyżowiec na wyprawę do Konstantynopola. Ale do rzeczy. KR pojawia się jako przezajebisty gość, który ma takiego powera, że był zdolny do zatrzymania strzału z blastera. Przypominam, że nikt do tej pory nie znał takiej sztuczki, ani Qui gon jinn, ani Obi Wan, a nawet Vader, więc jak tylko to zobaczyłem, wiedziałem, że KR jest godnym spadkobiercą DV. Wszyscy na jego widok mają mokre gacie. Niestety mój entuzjazm z minuty na minutę opadał. Okazało się, że za tą "straszną" maską kryje się zakompleksiony, niestabilny emocjonalnie gówniarz. Kulminacją jednak była jego porażka z Rey. Od nowicjuszki dostał takie wpierdy, jak przedszkolak, któremu starsze chłopaki zabrali drobne na lizaka. Słabo, bardzo słabo. Dobrze, że tym mieczykiem sobie czegoś nie odciął... a może szkoda.
Teraz o Rey. Sprytna dziewczyna, która umie sobie w życiu radzić, bo od najmłodszych lat została pozostawiona bez rodziny. Posiada też dużą moc, której jeszcze nie zna, a przynajmniej znać nie powinna bo i skąd. No i znowu zonk! Otóż najwyraźniej w ocenie scenarzystów Rey nie musi mieć swojego mistrza. Bez jakiegokolwiek wprowadzenia jej w tajniki mocy, nie mówiąc już o szkoleniu, Rey umie nie tylko opanowywać słabe umysły, ale także lepiej posługuje się świetlnym mieczem od "wyszkolonego" KR. Gratulacje dla tego, kto to wymyślił. Dla ścisłości żaden z dotychczasowych bohaterów nie posiadał takiej wiedzy na starcie. Zarówno Obi Wan, potem młody Anakin, jak i Luke, szkolili się wiele lat, żeby osiągną poziom mistrza Jedi, ale scenarzyści może uznali, że widzowie się nie kapną. Przypomnijcie sobie, że Luka wprowadził w temat Obi Wan i to on mu cały czas powtarzał: use your force! Być może Ren powtarzał sufler, ale tego nie słyszałem.
Finn.
Wreszcie pojawił się ktoś, kto przeszedł od tych złych na stronę dobrych. To wyszkolony szturmowiec Finn, który niczego się nie boi, znakomicie walczy i ... no właśnie, chyba coś tu nie gra. Okazuje się, że w armii Nowego Porządku są najwyraźniej sami czyściciele toalet, piekarze, fryzjerzy i tancerze. Jednym słowem nieudacznicy, którzy chyba za karę zostali zesłani do armii, żeby robić za mięso armatnie. Chyba nikt nie czytał tego scenariusza przed nakręceniem filmu, albo ja się zbytnio czepiam, ale naprawdę ww. postacie zupełnie są niespójne i nielogiczne, co inteligentnego widza potrafi rozsierdzić.
A Czubaka? Chyba napił się wina ze Świętego Grala i stał się wiecznie młody. A wystarczyło dodać mu dwa kosmyki siwych włosów i lekko oprószyć mordkę mąką i Czubaka wyglądałby adekwatnie do swojego wieku. Tymczasem w nowej części SW mógłby równie dobrze grać wnuczka HS o bardzo bujnej fryzurze.
Na koniec Luke. Jeśli o niego chodzi, to w zasadzie wszystko super, tylko dlaczego miałem nieodparte wrażenie, jakby Luke zupełnie nie wiedział, po co przyszła do niego Rey. To chyba powinno być odwrotnie. Luke widząc Rey powinien jeszcze wypalić z tekstem, dlaczego tak długo musiał na nią czekać. Wydawać by się mogło, że to Luke uruchomił R2D2 by wreszcie ktoś go odnalazł. Tymczasem mina Luka przypominała chorego na Alzheimera, który nie wie kim jest, gdzie się znajduje i co tam robi.
Dlaczego to wszystko musiało być tak niedopracowane.
Być może kolejne części będą lepsze.