...nie obyło się bez potknięć. Ogólnie jest to typowy abramshow, czyli jazda na sentymencie jak w TFA, jednak biorąc pod uwagę rozpi*dziel, który zostawił po sobie Johnson, J.J poradził sobie nieźle; fani dostali to co chcieli: godne odejście Lei, powrót Lando, zminimalizowanie roli Rose, nawrócenie Bena, cameo Hana i - oczywiście - Reylo.
Szkoda tylko pewnych zgrzytów jak słaby koniec Huxa czy nieścisłości z lightsaberem Luka - przecież ten miecz zniszczono w TLJ, co nie?
No i szkoda, że najfaniejszy lightsaber filmu - autorski miecz Rey - widać dopiero po finalnym pojedynku...
Btw, przekazywanie stuffu na odległość to OP, ale ułatwiło wiele rzeczy scenarzystom, więc spox, lewitującej Lei z TLJ i tak to nie przebiło.
Polecam.