Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Star Wars: The Rise of Skywalker
2019
5,8 91 tys. ocen
5,8 10 1 91124
4,2 67 krytyków
Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Witajcie, jest na tym forum kilka moich tematów zajmujących się nową trylogią jako całością, TRoS jako osobnym filmem, ideologią której nachalne pchanie do scenariusza w miejsce gdzie powinna być fabuła dołożyła swoje do upadku tego cyklu. Myślałem, że temat wyczerpany, ale odkryłem jeszcze jeden aspekt który chciałbym poruszyć

Fani. SW było dla Disneya projektem wartym miliardy. Eksperci wyceniali wartość LucasFilm na 3.3 miliarda (to dużo zważywszy, że cena obejmowała z grubsza budynek i nazwę studia i marki do których miało ono prawa - żaden projekt nie był nawet w zalążku). Lucas wiedział, że Disney za Pixara dał 7 miliardów i choć nie chciał być gorszy, pogodził się z tym bo pixar był fabryką wielkich hitów a kupując go Disney nabył też prawa do kilku kolejnych będących w produkcji. Ale Disney dał za Marvela 4 miliardy. W erze przed The Avengers. I choć też kilka filmów było w planach/produkcji to przecież marka dopiero budowała swoją pozycję i nikt jeszcze nie brał jej do końca poważnie. Lucas chciał więcej niż dano za "jakiegoś Marvela". I choc tak jak mówiłem, fachowcy od rynku oszacowali wartość LucasFilm z wszystkimi zasobami na 3.3 miliarda Bob Iger chcąc dopiąć transakcję z Lucasem dał mu 4 miliardy i 80 baniek przepłacając o niemalże o 800 milionów, ale wierząc, że w rękach Disneya SW może być żyłą złota. I powinno być.

I tu rodzi się pytanie - skąd ta wygórowana wartość? Czemu byli gotowi tak drastycznie przepłacić? Czy dla samej marki obejmującej przygody kosmicznych czarodziejów? Nie sądzę, Sci-fi pełne jest światów nie mniej bogatych niż SW. Choć możecie uznać to za zniewagę dla tej marki - mnie w XXI wieku bardziej urzekł świat z trylogii Mass Effect niż świat stworzony przez Lucasa. Więc czemu nie kupili innej marki taniej? Czemu nie wymyślili własnej i nie nazwali tego "Galaxy Wars" czy "Space Wars"?

Moja odpowiedź jest prosta. Fandom. SW od swej premiery półwiecze temu miało ogromną rzeszę lojalnych fanów. To oni byli największym bogactwem marki. Bo choć nowi fani rodzili się i rodzą nadal (a przynajmniej do niedawna się rodzili - boję się, że era disneya mogła zabić ten proces) to wiele osób kochało ten film od dzieciństwa a teraz sami mają dzieci i wnuki. I byli to ludzie lojalni. Wytrzymali z sagą dekady bez nowych filmów. Wytrzymali prequele i dekadę pustki po nich. Kupowali komiksy, książki, gry, zabawki i inne gadżety. Bo kochali tą markę.

A co zrobiło nowe kierownictwo LucasFilm w erze disneya? Postanowiło, że starzy fani im nie pasują. To głównie faceci, a szefowa studia jest feministką i chciałaby żeby gwiezdne wojny przyciągnęło więcej kobiet bez względu na konsekwencje. Tym samym marka nabyta za przeszło 4 miliardy przez wzgląd na niebotycznie wielką bazę prawdziwych fanów zaczęła jednocześnie wykorzystywać ich nostalgię, ale jednocześnie tworzyć nową sagę, nie dla nich a dla casuali którzy gwiezdne wojny dotąd mieli gdzieś. Głównie kobiet. Mało tego gdy TLJ wysrał się na dorobek OT, jej bohaterów (albo jak twierdzą niektórzy ignoranci "był odważny i zaskakujący" zamiast uczciwie przyznać, że był "głupi, obraźliwy i szkodliwy") i jej prawdziwych fanów a Ci ostatni wyrazili sprzeciw zostali zaatakowani przez Kathleen Kennedy szefową Lucasfilm i Ruina Johnsona reżysera tego syfu.

Przypięto nam wszystkim łatkę rasistów, inceli, nacjonalistów, seksistów, skrajnie prawicowych sympatyków Trumpa itd.itp. Ale przede wszystkim ogłoszono nas mianem "toksycznego fandomu".
Na podstawie czego? Cóż, dowodzono, że fani to banda rasistów którym przeszkadza, że główną bohaterką jest "silna niezależna kobieta" a część głównej obsady ma kolor inny niż biały. Nigdy nie przedstawiono żadnego dowodu na poparcie tej tezy. Po prostu pisano/mówiono o fanach w taki sposób w mediach i wmawiano społeczeństwu że to prawda. Tym samym z każdego kto krytykował ten film i kierunek jaki obrał cykl został przyrównany do potwora. Niejednokrotnie bo ten proceder trwał przez 2 lata i tuż przed premierą TRoS nadal pojawiały się takie wyssane z palca zarzuty. Inne kłamliwe oskarżenia też pewnie słyszeliście. Jak to niby toksyczni fani przegonili aktorkę grającą Rose z instagrama. Też nigdy nie pokazano żadnego dowodu, screenshota, nic. Kobieta usunęła konto bo nie była przyzwyczajona do zamieszania jakie w jej życiu zapanowało po roli w Gwiezdnych Wojnach a winą obarczono nas.

Co takiego zrobiliśmy? skrytykowaliśmy gówniany film. Jasne, krytykowaliśmy scenariusz, wiele idiotycznych i szkodliwych jego elementów - krytykowaliśmy też postacie. Ale czy ktokolwiek z Was ubliżał aktorom? Na tej stronie jest jak już wspomniałem dobre kilka tematów poświęconych cyklowi. Jechałem po fabule. Jechałem po postaciach. Jechałem po reżyserach i szefowej studia - ale to też nie był atak na niewinne ofiary tylko krytyka ich głupoty, braku wyobraźni, egoizmu i pazerności które zniszczyły ten cykl. I choć śledzę ten temat od lat tu, na facebooku, youtubie, od czasu do czasu na innych portalach i w innych miejscach to nigdy nie widziałem by ktoś zaatakował aktora za rolę którą zagrał. A zdaniem mediów była to norma. Ja nie potrafię sobie przypomnieć jednego konkretnego przykładu na tysiące wpisów jakie przeczytałem.

Ale fandom okazał się toksyczny. Tylko nie ten porzucony, dawny, skreślony przez panią Kennedy. Po premierze TRoS twiter i inne zakątki internetu zapełniły się pogróżkami i życzeniami śmierci wobec obsady i reżysera tego filmu. Za co? Cóż głównie za śmierć Kylo Rena. Spora część nowych "fanów SW" którzy przyszli w nasze miejsce była po prostu fankami shippu Kylo i Rey. Gdy Kylo zginął pękły im dupy z żalu i teraz histeryzują, miotają się, bluzgają, grożą śmiercią Abramsowi publicznie.

Prawda wyszła na jaw. SW miał miliony lojalnych fanów którzy wiele byli gotowi wybaczyć (wybaczyli prequele) i to nie oni porzucili SW to KK i jej przydupasy zaatakowały i niemalże przegoniły ich by zawłaszczyć SW dla feministek. Które teraz rozpętały wojnę bo ich fikcyjny ukochany zmarł.

Tak swoją drogą pamiętacie jak nabijano się z naszego żalu za to jak potraktowano Luka w TLJ? Bohatera który był symbolem całej sagi? Sam Mark Hamil był pierwszym który to skrytykował bo wiedział, że niszczą jego postać w niecnym celu (nie chcieli by Rey uczyła się od faceta bo KK to feministka).

Teraz "nowe lepsze" fanki nowej trylogii, a raczej byłe już fanki bo raz, że jedyny rozdział którym się interesowały dobiegł końca a dwa, że dostały ataku furii na twórców - otóż większość z tych pań jak się okazało tkwiła przy projekcie tylko dla Kylo i dla "i żyli długo i szczęśliwie" z Rey.

Co rozsądniejsze zauważają, że ten romans był głupi bo Kylo porwał Rey i znęcał się nad nią a to kiepski wzorzec miłości do lansowania na ekranie.

Ja pójdę dalej. Kylo ma aktywny udział w zagładzie kilku planet, tym samym wymordowaniu miliardów istnień ludzkich x liczba planet (nie pamiętam... 6?). Do tego liczne bardziej bezpośrednie morderstwa na niewinnych - w tym na własnym ojcu na oczach Rey. A niezliczone tysiące wariatek pokochały tego zwyrola i płaczą, że umarł. I nie zrozumcie mnie źle, nic do jego postaci nie mam, nawet ten niepotrzebny (dodany by ucieszyć te nowe karyny i grażyny) całus z finału mi nie przeszkadza. Ale płakać po śmierci Kylo Rena bo przerwała jego związek z Rey to jak płakać po śmierci hitlera bo on tak bardzo kochał Ewę Braun. Tyle tylko, że hitler zabił dużo mniej ofiar niż Kylo^^

Przepraszam - jak zawsze miało być krótko i zwięźle a nie umiał przerwać ględzenia. Podsumowując - oskarżano bezpodstawnie dawny fandom SW o "toksyczność" tymczasem to nowy wyzywa od najgorszych obsadę i reżysera epizodu 9, wysyłają im pogróżki mało tego podobno prześladują ich rodziny. Brawo KK i brawo Disney SW, brawo media które obrażały niewinnych fanów oryginału i głaskały po główkach wariatki które teraz podniosły ręce na niewinnych ludzi - póki co słownie, ale wie ktoś ile z tych tysięcy gróźb śmierci jest bez pokrycia? Wystarczy jedna zdeterminowana wariatka.

Wygraliśmy moi kochani. Choć wmawiano nam, że jest nas mało i się nie liczymy, bez nas zyski sagi spadły o połowę. Choć wmawiano nam, że TLJ to najlepsze co spotkało gwiezdne wojny teraz już jasne jest, że ten film zabił całą sagę. I choć wmawiano nam, że jesteśmy agresywni i toksyczni okazało się, że byliśmy wzburzeni ale wciąż merytoryczni - toksyczne (i potencjalnie niebezpieczne) są nowe środowiska fanów (głównie fanek jak się okazuje) tego cyklu.


Co najgorsze dla Disneya - fani sagi byli autentycznie lojalni wobec niej i sypali na nią groszem, nie tylko w kinie. Dla tej całej plejady nowych pseudofanów są to po prostu filmy. Te polubili, tych bronili, aż je zaatakowali. Ale tak naprawdę dla nich była to jedna z wielu marek na rynku filmowym i pewnie jakby mieli do wyboru ep.10 SW i coś pokroju igrzysk śmierci w kinie to poszliby na igrzyska, albo szybkich i wściekłych 10 albo na 50twarzy greya 10.

Brawo KK i Ruin Johnson. SW to marka która istniała pół wieku a po prequelach była warta 4 miliardy dla Disneya. Ona zniszczyła tą markę w 5 lat swoimi rządami a on był jednym filmem jej to zagwarantował.

ocenił(a) film na 3

Toksyczny Fandom Kontratakuje.....

użytkownik usunięty

Brawo moje najszczersze gratulacje

Sięgnęliście dna

A teraz wybaczcie idę się zrzygać