Po finale czuję ogromny niedosyt. Anakin Skywalker, zrodzony z mocy miał przywrócić równowagę mocy i zrobił to niszcząc zakon Jedi, a następnie nawracjąc się i zabijając Imperatora przy pomocy swojego syna. I mogłoby to być wspaniałe zakończenie sagi. Kylo chciał być jak swój dziadek i owszem nawrócił się, oddał swoje życie za Rey(xD) i zjednoczył się z mocą. Ale gdzie jakakolwiek puenta? Chodzi mi nawet o interakcję z duchem Anakina cokolwiek co zamknęłoby klamrę tego rodu. Pierwsza trylogia obfitowała w symbolizmy przez co byliśmy emocjonalnie związani z bohaterami. Uważam, że śmierć Rey by miała więcej sensu. Nawet mogli w jakiś sposób zostawić Imperatora przy życiu. Wtedy widzielibyśmy prawdziwą równowagę.