Jest to amerykański western przeniesiony na francuską prowincję. Dosyć modelowo trzyma się schematów zza oceanu: miłosny trójkąt zły rewolwerowiec-dama-dobry mężczyzna, dużo naprawdę ładnych zdjęć pleneru, sporo akcji, rewolwerów. Odbiega bardziej dramatyczną, zawiłą historią rodzinną, stanowiącą oś filmu.
Debiut dziś zupełnie zapomniany z uwagi na małą dostępność oraz dużą sztampowość. Czuć, że to pierwszy film w karierze Duviviera - fabularnie jest w porządku, ale akcja rozwija się bardzo zawile, jest pogmatwana, niejasna, wiele razy gubi się, by podjąć wątek w zupełnie nie zrozumiałym dla widza miejscu. Upchane dużo akcji, długich plenerowych ujęć, jest i miejsce na Shakespearowską symbolikę, alegoryczność, surrealizm. Za dużo wszystkiego w jednym - reżysera przerosła własna, artystyczna ambicja. Wychodzi z tego średni miszmasz wszystkiego w jednym, co nie ogląda się źle, ale pozostawia pewien niedosyt i mdłe wrażenie. Jak na debiut - solidnie, choć nie dziwi, że film popadł w zapomnienie