od strony skojarzeniowej: coś na gatunkowych i wrażeniowych podzespołach francuskiego Zniknięcia spotykającego amerykańskie Zniknięcie spotykające angielskiego Locke
(aczkolwiek nad każdym z nich ma tę przewagę, iż w żadnym z dwóch Zniknięć nie było telefonu, a Locke to wrażeniowa bida z nędzą większa niż Baby Są Jakieś Inne)
w czasie rzeczywistym tak zwany a istny majstersztyk zawiłości - na trzech metrach kwadratowych z bagażnikiem włącznie - rozgrywany, a rozgrywany dobrze, na adrenalinowych turbo silnikach, z wdziękiem jakiegoś przenikliwego i wszystkowiedzącego nadporucznika columbo stopniowo ujawniającego nam, czym jest rzeczywistość.
na każdym kroku nowa niesodzianka zapowiada kolejną niespozapowiedziajkę, podbija stawkę zabawy, tu skręci, tam zboczy, gdzie indziej podskoczy, zmieniając trajektorię gatunkowej przewidywalności.
niestety musiałem wyjść mniej więcej w połowie, niemniej to co zapercepowałem dotychmiast każe mi pozytywnie sądzić o reszcie.
na wypadek ewentualnego komentarza tam poniżej, że co, że jak, no właśnie, a gdzie, a jakim prawem wlepiasz pan tam ten numerek, skoro do końca nie zaobejrzane, i tak dalej, i tak dalej, proszę sobie łaskawie odpowiedzieć na pytanie:
czy naprawdę potrzeba zjadać całe danie, aby rozpoznać smak potrawy?
film jest ogólnie fajny.
Zdecydowanie warto nadrobić drugą połowę, kiedy film zmienia się w mroczną baśń, a rzeczywistość (wraz z kamerą) zaczyna się chwiać i zakrzywiać.
dokończone. w sumie to mam do ciebie żal, bo rozbudziłeś moją wyobraźnię, że w tych lasach to się będzie działo coś na miarę projektu Blair Witch przynajmniej, a jest bardzo skromnie. niemniej wypada pochwalić konsekwencję, trzymanie żelaznej dyscypliny: kamera - w przeciwieństwie do bohaterów - ani razu nie opuszcza wnętrza pojazdu, nawet kiedy przyjeżdżamy do lasu..
Dopiero w ostatnim ujęciu opuszcza samochód (imho ta ostatnia scena była niepotrzebna i można było skończyć w samochodzie). Podobało mi się, że film nie poszedł full-on w Blair Witch a raczej wszystko bardziej subtelnie i zarazem w swoim niedopowiedzeniu - straszniej.
z tym "straszniej" to bym polemizował, bo też niewiele rzeczy tak mnie w kinie przestraszyło jak ta kobieta - czy raczej postać - zawieszona przodem do ściany z Blaira i wytrącona kamera, ale co tam. ogólnie się zgadzam - końcówka jest beznadziejna, z wytrąceniem, ale w złym tego słowa znaczeniu, jakby z innego filmu..
dokończyłem. moja pierwsza myśl - inaczej się to ogląda samemu na chacie, inaczej z garstką maniaków w kinie na wspólnotówce. w kinie cała sala wybucha śmiechem, kiedy ojciec mówi: biorę winę na siebie. na chacie to przechodzi niemal niezauważone. także film sporo traci oglądany tam na jakiejś platformie strumykowej..