Kolejny film, niby z Uniwersum Star Wars, ale po raz kolejny w ogóle tego nie czuć. Fabuła pisana na kolanie, czuć, że posklejana z różnych pomysłów, postać Solo tak się ma do tej którą kreował Ford, jak Mercedes do Malucha, kompletny brak klimatu Gwiezdnych Wojen, jakaś historyjka o przemycie, jakiś Szkarlatny Szlak, nudy, Panie nudy. Akcja niby się dzieje w czasach Imperium, ale prawie w ogóle go w Solo nie ma. Podobnie, jak jakiegokolwiek napięcia. Postaci wyjątkowo miałkie i antypatyczne. Główny bohater nie przypomina dawnego Solo w niczym, (poza imieniem). Na plus efekty i charakteryzacja i kilka scen/ujęć. Ale to zdecydowanie za mało na dobry film. Ron Howard nie pomógł, choć to reżyser wybitny. Film kapkę lepszy od "Ostatniego Jedi" (Boże, daj zapomnieć!), ale w sumie to marna pociecha.
Jak dla mnie to umiejscowienie czasowe filmu nie jest jasne. Z jednej strony wydaje się jakby było to w czasie między ep. III, a IV gdy imperium stało się faktem, a z drugiej strony jakby żyjący Darth Maul dowodzący, że fabuła jest przed nową trylogią, czyli daleko w czasach starej Republiki. Być może gnuśniejącej i zepsutej, ale jednak.
Ludzie błagam was. Jak coś was w filmie zastanawia (w tym wypadku Maul) to wejdźcie na internet i wpiszcie w googlu, zamiast pisać głupie domysły na forum. Akcja Solo dzieje się miedzy Zemstą Sith, a Nową Nadzieją. Darth Maul nie zginął w Mrocznym Widmie, przeżył i powrócił w serialu Wojny Klonów i Rebelianci. Rozumiem, że nie każdy musi oglądać seriale animowane, ale wystarczy wpisać jedno zdanie w google, a nie siać ferment na forum...