Film przerysowany do granic możliwości...
Absolutnie nie ma w nim nic z komedii (chyba, że to bardzo specyficzny humor) więc opis zupełnie
mylący...
Bardzo ciężki, dołujący wręcz moim zdaniem...
Nie wiem, czemu ten film jest uznawany także za komedię. Rozbawiła mnie tylko jedna ze scen finałowych, konkretnie ta na balkonie. Jak dla mnie to bardzo udany dramat obyczajowy z elementami dramatu psychologicznego; dostrzegłem groteskowy obraz całości, ale taki humor mi nie odpowiadał. "Happiness" sprawdza się zdecydowanie lepiej właśnie jako dramat.
Ja to mogę powiedzieć np o Foreście Gumpie, który mnie ani nie bawił ani nie wzruszył - bardzo mdłe i pretensjonalne kino. Hapiness to film zdecydowanie dojrzalszy i nie chodzi nawet o poruszaną tematykę, ale o warstwę interpretacyjną - jak dla mnie wzorcowa czarna komedia, choć też nie unika pewnej pretensjonalności, która jest jak najbardziej zamierzona i czytelna, w końcu to film Todda Solondza.