Na mnie osobiście bohaterka, mimo wyraźnych deklaracji, nie sprawiała wrażenia szczególnie szczęśliwej. Kiedy opowiadała jakich ma wspaniałych przyjaciół, satysfakcjonującą pracę, a w niej cudowne dzieciaki, o swoim szczęściu przekonywała bardziej siebie niż swoją rozmówczynię. Nie żeby było w tym coś złego, to jakiś rodzaj heroizmu, ale wydawało mi się, że musi wkładać ogromny wysiłek, żeby nie być nieszczęśliwą. Tak naprawdę jak teraz o tym myślę, to była głęboko smutna.
Poza tym, jak zauważył ktoś wcześniej, była nieznośnie irytująca. A mam tak, że jak nie polubię bohatera, to nic nie jest w stanie uratować w mojej ocenie filmu. A sporo sobie obiecywałam.