Obejrzałem po raz pierwszy od bodajże trzech lat, w ramach eksperymentu, bo trafiło mi się japońskie wydanie. Co prawda z japońskiego zrozumiałem może z jedną trzecią i konieczne było wspomaganie się angielskimi napisami, ale odświeżyłem sobie ten film. Części wyreżyserowane przez Columbusa uważam za raczej średnie, takie siuśkowate kino dla dzieci, które jednak da się oglądać, pod warunkiem, że obcuje się z wersją z napisami, bo polski dubbing niestety wyszedł słabo. Za najlepsze części uważam „Więźnia Azkabanu” i „Czarę Ognia”, były już odpowiednio mroczne, zrywały z dziecięcą stylistyką.
Gdy obejrzałem „Kamień Filozoficzny” po słabym „Zakonie Feniksa” i fatalnym „Księciu Półkrwi”, film nawet zyskał. Co prawda mnie lat przybyło, a produkcja nadal jest dziecinna, ale w porównaniu z tym, co zrobił z „Potterem” Yates, wypada naprawdę klimatycznie. Fajnie było znów zobaczyć Watson, Grinta i Radcliffe’a jako śmieszne dzieciaczki, tak już niepodobne do dorosłych aktorów. Doceniłem też to, co w ostatnich filmach reprezentuje sobą Radcliffe, gdy ponownie zobaczyłem, jakim drewnem był w pierwszej i drugiej części. Ze smutkiem muszę jednak stwierdzić, że choć od powstania „Kamienia Filozoficznego” minęło osiem lat, to w porównaniu z na przykład jego rówieśnikiem, „Drużyną Pierścienia”, film nieco zestarzał się technicznie. Niektóre efekty specjalne dziś wyglądają już trochę nienaturalnie – to, co osiem lat temu zapierało dech w piersiach, teraz... No właśnie, teraz wygląda tak, jakby twórcy nie do końca potrafili wykorzystać green screen, co widać na przykład w meczu quidditcha – aktorzy dość wyraźnie wyróżniają się na tle dodanego komputerowo otoczenia. Przypuszczam, że gdy pierwszy „Potter” doczeka się specjalnego wydania z okazji 20. „urodzin”, efekty specjalne będą wyglądały jeszcze bardziej sztucznie, czego nie można powiedzieć np. o „Terminatorze II: Dniu sądu”, który za trzy lata będzie świętował dwudziestolecie, a nadal prezentuje się znakomicie. Jedyne, co nadal prezentuje się znakomicie, to muzyka Williamsa.
Mimo wszystko fajnie było znów obejrzeć „Kamień Filozoficzny”; co prawda oceny, jaką mu wystawiłem, nie zmieniam, ale miło było wsiąść do „wehikułu czasu” i przypomnieć sobie, jak to było w styczniu 2002 roku, kiedy o siedem lat młodszy z podeksycowaniem zasiadałem w sali kinowej, aby przekonać się, jak będzie wyglądała adaptacja wtedy mojej ulubionej książki.
jak dla mnie to mecz quditcha wyglądal sztucznie juz w 2002 - poprostu im to troszke nie wyszlo, reszta natomiast wyglada ok. Ale masz racje fajnie wrocic do pierwszego harrego - mimo ze jest to kino dla dzieci to ma ono swoj klimat i urok ktory przykuwa do ekranu. Ale i tak wiezien jest najplepszy:)