Filmy o Harrym Potterze moga służyć za wzór: jak spieprzyć sprawę tak bliską dobrego zakończenia? W tym filmie wszystko jest genialne oprócz scenariusza i reżyserii. No, i może Daniela Radcliffe'a, który gra dobrze, ale wychodzi blado w starciu z kreacją np. Emmy Watson.
Historyjka jest błacha i gdyby nie książkowy pierwowzór, film nigdy nie odniósłby sukcesu. Wszystko jest dziecinne i cukierkowate. Nikt o zdrowch zmysłach nie uwierzy w zwycięztwo trójki subtelniutkich małolatów, którzy nie robią nic nadzwyczajnego. A dyrektor i nauczyciele budzą podejrzenie, że dzieciaki to jedynie ich "mali agenci". Wolę już te Roberta Rodriugueza, tam można przynajmniej się pośmiać i pić wszystkie te niesamowite barwy.
Abyśmy się nie przestraszyli, kiedy usłyszymy w którymś odcinku:
"Hello, Albus!"
I odpowiedź dziadka z długą brodą (mógłby się w ogóle nie pokazywać!):
"Hello Angels!"...