Andy Garcia śpiewa o utraconej ojczyźnie. Kubańczyk z urodzenia, kiedy był dzieckiem znalazł się w Ameryce, dokąd uciekła jego rodzina po dojściu do władzy Fidela Castro. Jak pokazuje jednak "Hawana. Miasto utracone", Kuba pozostała droga jego sercu. W filmie tym niewielka wyspa jawi się niczym raj. Cudowna muzyka, wspaniałe plenery i rodzinne życie, jakie można sobie tylko wymarzyć. I choć jest to kraj uciskany przez kolejne dyktatury, z których ostatnia, Batisty, wydaje się najgorsza, dla Garcii jest to nadal czas piękna i harmonii. Kuba, która jest najważniejszym bohaterem filmu, zostaje jednak poddana straszliwej próbie. Dyktatura chwieje się w posadach. Zbliża się czas zmiany, lecz różni ludzie, różne środowiska mają całkowicie odmienne wizje owych zmian. Rozłam rodzi się w sercu Kuby, którego widocznym śladem są konflikty w rodzinie Fellove. Pragnąc tego, co najlepsze każdy z braci podąży inną ścieżką. Prąd historii będzie nieubłagany i do władzy dojdą rewolucjoniści dowodzeni przez Che i Castro. I tak raj zamieni się w piekło. Nowy ład zniszczy rodzinę, fundamenty Kuby. Castro okaże się szatanem, który skusi kłamstwami i iluzji tych, którzy chcą słuchać. Miłość zostanie przekreślona, kiedy Aurora, niczym biblijna Ewa, ulegnie kusicielskim namowom Castro/szatana i odwróci się plecami do Fico. Rewolucja pożre wszystko i wszystkich.
"Hawana. Miasto utracone" jest przecudnym, niezwykle osobistym obrazem. Biografia Garcii jest mocno odzwierciedlona w tym obrazie. Stąd właśnie, pomimo całego okrucieństwa, czasy Batisty ukazane są w sposób niezwykle piękny i sielankowy. To czas spokoju i wytchnienia dla młodego Andy'ego. Tę harmonię zniszczy właśnie Castro i to odzwierciedlone jest w filmie. Trudno jednak nie zakochać się w Kubie, jaką ukazuje Garcia. Muzyka jest cudowna. W każdym swym aspekcie, czy jest to mambo czy też rytmy afrykańskich niewolników. Muzyce wtóruje wspaniała choreografia, cudowne kostiumy, przystojni mężczyźni oraz piękne i egzotycznie uwodzicielskie kobiety. A na deser jest sama Kuba z jej uroczymi plażami, soczystymi barwami roślinności i jedyną na świecie atmosferą Hawany.
Jeśli w tym filmie jest jakaś wada, to jest nią brak chemii między Garcią a Sastre. Jakoś do końca nie kupiłem ich miłości. No, ale jest to jedyny mankament. "Hawana. Miasto utracone" skrojone podług wzorca "Kabaretu" to cudownie zmysłowa, wzruszająca swym tragicznym końcem podróż do raju, który został zbezczeszczony.
Polecam.