Himalaya - sam szczyt
Przy całym chłamie, z którym mamy doczynienia na codzień w kinach film ten
wydaje się jedną z nielicznych propozycji godnych uwagi. Jak mógłbym
najszybciej go scharakteryzować - to jest zdecydowanie film akcji, choc o
bardzo niekonwencjonalnej barwie.
Wszystko pokazane jest bardzo spokojnie, jak w "Rejsie" niekiedy nic sie nie
dzieje. Spokojne zycie malej osady, ktora co roku przeprawia sie przez
Himalaye by sprzedac skory a w zamian nabyc cukier niezbedny by przezyc
nastepny rok. Ow spokoj jest jednak pozorny, bowiem decyzja wyruszenia w
góry odwlekana przez starszyzne staje sie powodem nawarstwiania sie
(narastania) konfliktu pokoleniowego. W koncu dochodzi do wybuchu.....
Film o dwoch autorytetach - wielkich wodzach pelnych dumy, upartych,
zawzietych, z jednej strony nieskorych do kompromisu, a jednoczesnie
skrywających wzajemny szacunek. Pierwszy - młody, niepokorny, nie wierzacy w
jakiekolwiek przesady, arogancki, drugi - stary, z bagazem doswiadczen
zyciowych, pelen szacunku wobec tradycji, rownie arogancki i
bezkompromisowy.
Wyprawa przez gorę uczy ich jednak pokory. Ciezkie podejścia, trudne i
nieprzewidywalne warunki pogodowe, niechęć współtowarzyszy podróży, wyraźne
piętno tych zdarzeń zostanie na nich odciśnięte. Zmęczenie fizyczne,
przenikający mróz ani narzekania współtowarzyszy długo nie są w stanie ich
złamać. Są gotowi uczynić wiele by uniknąć jednego - przyznania do błędu i
uznania racji drugiej strony. Do samego końca wytrwale stoją po stronie
własnej racji by wg mnie po trochu zaspokoić swoją próżność.
Rzecz, która mnie w nich urzekla najbardziej to jednak godność z jaką uznali
swoją porażkę. Albowiem ich porażka, stała się jednocześnie wielkim
tryumfem. Starzec umiera, ale umiera jak prawdziwy wódz, w glorii chwały
wyznaczając swojego następcę....