Film o powolnym zapominaniu tego, co nigdy nie miało być zapomniane. Hiroszima
symbolem wielkiej, gwałtownej tragedii wymierzonej przeciwko ludzkości, ogromu
jednostkowych losów. Nevers symbolem osobistej tragedii równie wielkiej, druzgocącej,
wplątanej w bieg historii. Te dwa zdarzenia, jedno jawne, filmowane, ujmowane w muzealne
wystawy, otwarte dla wszystkich, bo historia należy do wszystkich; druga skrywana, hańbiąca,
wyznana jedyny raz nieznajomemu. Obie rozmywają się, zaczynają być jedynie symbolami,
nazwami, które będą powtarzane, nad którymi będą płakać turyści i odbiorcy, bo cóż innego
możemy zrobić. Czasem śmiech, czy histeria bohaterów wydają się sztuczne, powtarzane
kwestie zbyt uporczywe, przesadnie wzniosłe, ale to może kwestia tego co konkretnie chcemy
zobaczyć w tych scenach. Czy wynikają z nich pytania: Gdzie spadła bomba i co przez nią
stracili/śmy; gdzie leży twoja Hiroszima i czy chcesz w niej zostać? Film jest warty poświęcenia
czasu i uwagi. No i muzyka bardzo pasuje do klimatu miasta.