Nawet jeżeli miałbym napisać o tym filmie jedno zdanie, to i tak warto bo Hiszpański cyrk
to dzieło niezwykłe. Pomimo, że przerysowany, to jednakże tak bardzo ludzki. Pełen
symboli i ukrytych znaczeń przenosi nas do rzeczywistości w której wszystko może się
zdarzyć. Historia trójkąta miłosnego rozgrywającego się w środowisku cyrkowców
odczytywana może być co najmniej w dwojaki sposób. Po pierwsze: poprzez
umiejscowienie akcji w konkretnej przestrzeni historycznej, film przyjmuje formę
politycznej przestrogi. Dyktaturze generała Franco nadany zostaje wydźwięk uniwersalny.
Drugi sposób prowadzi nas do zgłębienia natury związków międzyludzkich i ich podłoża
psychologicznego. Dopiero jednak w powiązaniu z pierwszym, szerszym politycznym
znaczeniem, film nabiera pełnego kształtu. Trzon całej historii stanowią jej bohaterowie z
trójką głównych wysuwającą się na czoło.
Nieformalnym liderem i przywódcą trupy cyrkowej jest tak zwany „śmieszny klaun”.
Charyzmatyczny, bezwzględny, nie cofający się w tym co robi przed niczym i nikim, tyran,
rządzi niepodzielnie podporządkowując sobie całą zagarniętą rzeczywistość. Nikt nie
chce i nie jest w stanie się mu przeciwstawić. Wszystko to ma miejsce do czasu
pojawienia się gapowatego „smutnego klauna”. Obciążony widmem tragicznej
przeszłości odmieniec, stawia przed sobą zadanie zdetronizowania, w imię miłości,
tyrana rządzącego samozwańczo cyrkiem. Początkowo niewinny, by móc podołać
wyzwaniu staje się zwierzęciem, potworem podobnym do tego z którym walczył. Natalia,
przyczyna całego zamieszania, piękna akrobatka, jest bodajże najciekawszą i
jednakowoż najtragiczniejszą postacią w filmie. Poniżana i bita, sterroryzowana przez
swojego wybranka nie dostrzega dla siebie żadnej nadziei. Pojawienie się „smutnego
klauna” z jednaj strony „otwiera jej oczy” i pobudza chęć uwolnienia się z pętających
kajdan, z drugiej zaś uświadamia jak mocno tkwi w tym chorym układzie a co więcej, jak
bardzo od pewnych jego aspektów jest uzależniona (nieobliczalność, adrenalina,
perwersja, władza). Rozdarta pomiędzy rozsądkiem i dziką naturą, nie potrafiąca podjąć
jednoznacznej decyzji, staje się symbolicznie przyczyną końca pewnej epoki. Granice
dobra i zła się zacierają prowadząc do uwolnienia wszystkich skrywanych uraz. Piękna i
dwie bestie spotykają się w finałowym tangu, po którym to na placu boju słychać będzie li
tylko desperacko dziki, trawiący trzewia, krzyk i żal. Płacz nad sobą i ofiarami
poświęcającymi siebie w imię wyzwolenia kolorem którego była, jest i chyba już zawsze
będzie purpura.
Álex de la Iglesia kocha kino i to uczucie zauważalne jest niemalże w każdym
pojedynczym kadrze filmu. Z ekranu wylewają się emocje wsparte dobrą muzyką,
szybkim montażem i zapierającą dech w piersiach scenografią. Film jest wręcz
stworzony do kina gdzie może stać się przebojem o ile tylko będziemy w stanie
zaakceptować jego zamierzoną umowność. Polecam bo nieczęsto zdarza się obraz w
którym widać tak wielką pasję tworzenia.