Kiedy zobaczyłem trailer filmu "Hitman: Agent 47" od razu wiedziałem, że z tym filmem jest coś nie tak.
Po pierwsze - obsada: przyznam, że bardziej w roli płatnego zabójcy widziałem Timothego Olyphanta. Pan Friend, przypomina raczej agenta ubezpieczeniowego.
Po drugie - fabuła: Moim zdaniem fabuła jest nudna: Agent 47 dostaje zadanie zlikwidowanie Katii i jej ojca, zanim zrobi to Syndykat (czyżby zbieżność nazw organizacji z Agenta 47 z tą z MI5: Rouge Nation była przypadkowa? a może to ta sama i doczekamy się spotkania Hitmana i Ethana Hunta ;)) i Agencja (która chyba ma w dupie to, że, wysyła zbira na jednego z swoich najlepszych płatnych zabójców). Tak więc 47 uświadamia swoją siostrę (aha, zapomniałem wspomnieć - to rodzeństwo). Mamy więc też wątek rodzinny.
Opracowanie muzyczne i efekty nie są tragiczne, i chyba tylko one ratują ten film, a szkoda, bo potencjał był duży zwłaszcza że scenariusz pisał Skip Woods, który pracował wcześniej przy filmie Hitman