PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=662242}

Hobbit: Bitwa Pięciu Armii

The Hobbit: The Battle of the Five Armies
2014
7,2 250 tys. ocen
7,2 10 1 249861
5,6 60 krytyków

Hobbit: Bitwa Pięciu Armii
powrót do forum filmu Hobbit: Bitwa Pięciu Armii

Trochę bawi mnie ten cytat Thranduila. No dobra, ile Kili i Tauriel czasu spędzili razem? Krótka pogawędka w lochach, trochę czasu w Esgaroth, gdzie wiele dialogów między nimi raczej nie nastąpiło z wiadomych przyczyn i chyba tyle, nie liczę sceny z pościgiem w beczkach. Nigdy nie lubiłam historii miłosnych pokroju Romea i Julii, czy Titanica, gdzie "wielka miłość" trwała kilka dni, a Kili i Tauriel spędzili ze sobą maksymalnie kilka godzin, Jakim cudem tak szybko mogła połączyć ich prawdziwa miłość? Na dobrą sprawę oni się prawie nie znali.

Yennefer_123

A Aragorn i Arwena? Jeszcze mniej. Ona ciągle w Rivendell, a on w drodze. Ile mamy ich spotkań w Lotrze? 1 :/
To sa wyjątkowe miłosci :)
Sorry 2 - jeszcze ich slub na końcu :D

kamilxxx09

Kamil - Aragorn wychowywał się w Rivendell, był przyjacielem i towarzyszem wypraw braci Arweny... To całkiem inna sytuacja. Relacja między nimi nie trwała 5 minut!

Carmina

Wiem, ale mówię o pokazywaniu w filmach.

kamilxxx09

W filmie też wiadomo, że Aragorn i Arwena znali się od dawna, mają jakieś tam wspólne wspomnienia itd. Nie poznają się w momencie przybycia drużyny do Rivendell!

Carmina

Wiem o tym przeciez. Chodziło mi raczje o czas ekranowy razem.

kamilxxx09

Co do czasu na ekranie - zgoda. Tyle, że Nie można tego zestawiać, bo Aragorn i Arwena znali się długo i dobrze, a Kili i Taurielcia poznali się, szas - prast zakochali, pobyli razem z pół godziny łącznie po czym wielka miłość... :(

Carmina

tak, zgiodze się, ale to nie była tak wielka miłość jak Arwena i Aragorn, tylko raczej zauroczenie, ew. młodzieńcza miłosć, ze tak to ujmę. Po prostu mniej dojrzała i zdana na niepowodzenie.

kamilxxx09

Nawet i nazywanie tego "młodzieńczą miłością" to przesada. Zauroczenie - zgoda. Ale policz uważnie - ile tez czasu ci dwoje [Kili i Tauriel] za sobą spędzili? Tak we dwoje, mając szanse się lepiej poznać? Oglądałeś Hobbita więcej razy ode mnie, więc pójdzie ci łatwiej. Rozmowa pod celą. Potem [ale nie można tego liczyć] Taurielka sobie nad nim poświeciła, tyle, że on wówczas był "wyłączony z obiegu". A potem popatrzyli sobie w oczy: "Chodź ze mną" "Żegnaj", a kolejne spotkanie to już Kili wziął cięgi od Orka ze skutkiem śmiertelnym. Co tu mówić o miłości?

Carmina

Nie miłość a zauroczenie.

Carmina

Zauroczenie bylo owszem, ale między Tauriel, a Legolasem.
Zaś Killiemu i Tauriel nie potrzebny był czas, przez tę kilka godzin wspólnego czasu Tauriel uratowała Kiliemu życie, ona mu też nie była obojętna. Gdzie w przypadku Legolasa był to tylko poped seksualny.

Co z Berenem, który zakochał się instancikiem w Luthien, gdy tylko zobaczył ją na terenach Doriathu, a potem żyli szczęśliwie.

kamilxxx09

Znowu bronisz na siłę. Dziesięć minut w elfim więzieniu i może parę godzin w Esgaroth, gdzie poczytalność krasnoluda była ograniczona, przez syfa, którego złapał z brudnej orczej strzały.

Skoro już dodali ten wątek, to można było nieco uratować sytuację, gdyby zachowali proporcję z książki i jakoś zasygnalizowali, że krasnoludy spędziły w "gościnie" u Thranduila dłuższy czas, bo jeśli mnie pamięć nie myli, to wielką ucieczkę Bilbo obmyślał tygodniami. W takim układzie faktycznie byłaby szansa na nawiązanie jakiejś nici porozumienia, być może lepszego poznania się i zauroczenia się. A tak jest romans instant, wrzuć nieco kiczu, dwa wymienione spojrzenia, obleśną uwagę na temat zawartości spodni i włochate myśli podczas pierwszej pomocy w Esgaroth, zalej wrzątkiem, odczekaj pięć minut i voila! Masz wątek romantyczny, który niemal z każdej gimnazjalistki wyciśnie łzę, bądź dowolną inną płynną zawartość.

PaladinRage

Nie, no poziom wypowiedzi "obrońcy" wskazuje, że "wszystko z rąk PJa świętym jest i doskonałym" więc dyskusja nie ma sensu... Na jego poziomie.

Carmina

Z rąk to z rąk... Ja po Hobbicie poczułem się obsrany.

PaladinRage

Nie czepiajmy się detali, tu chodzi o pryncypia. Zdaniem niektórych, wszystko co wyprodukuje z siebie PiDżej jest bossskie, cudowne, wspaniałe, genialne, odkrywcze i zachwyca. Vide wypowiedź Marcina46846848876465.
Ja się nie zachwycam. Ba, uważam, że najlepsze aspekty tego filmu, to muzyka [zerowa zasługa PJ], animacja Smauga [takoż nie PJ] oraz te elementy scenariusza, w których przez zapomnienie PJ trzymał się tego co napisał Tolkien. I to cała jego zasługa...

kamilxxx09

A co w ogóle ma do rzeczy ile w filmie byli pokazani. Miłość Arweny i Aragorna rozkwitałą przez lata. Miłość karła do rudej to parę godzin. W ogóle to profanacja i bluźnierstwo porównywać tu prawdziwą miłość do szczenięcych zalotów jak w Zmierzchu.

JBridges

W Zmierzchu to chociaż była implikacja, że to zajęło nieco więcej czasu.

Carmina

Ale zakochali się w jednej sekundzie... I to jest właśnie najlepsze :D Za to lubię Tolkiena - jak uczucie, to od razu i na zabój :)

realowiec

Co ma Tolkien do romansu Kiliego i Tauriel?

Yennefer_123

Kompletnie nic. Nie w umyśle Tolkiena powstała ruda zalotnica latająca za każda parą portek i nie on nadał charakter amanta "wysokiemu jak na krasnoluda" Kiliemu...

Carmina

Wiem, wiem, to było raczej pytanie retoryczne :)

Carmina

Moja wypowiedź dotyczyła Arweny i Aragorna... Trzeba czytać, nie wyrywając zdań z kontekstu dyskusji.

jesiennamuza

Arwena i Aragorn nie zakochali się w jednej sekundzie...

Lellandra

"(...)
Aragorn zdziwił się, bo nie wydawała mu się starsza od niego, który ledwie dwadzieścia lat przeżył w Śródziemiu. Arwena jednak spojrzała mu prosto w oczy mówiąc:
- Nie dziw się! Dzieci Elronda mają przecież dar życia Eldarów.
Wtedy Aragorn zmieszał się bardzo, dostrzegł bowiem w jej oczach światło elfów i mądrość wielu lat. W tej wszakże chwili pokochał Arwenę Undomiel, córkę Elronda"

To końcowe zdania relacji z pierwszego spotkania Arweny i Aragorna - masz rację, nie zakochali się w jednej sekundzie - to mogło trwać kilka minut :)

jesiennamuza

Przeczytaj jakąś książkę TOlkiena, bo się ośmieszasz.

Dealric

Raczej Ty, gdyż akurat już przeczytałam wszystkie dostępne u nas :)

jesiennamuza

Aragorn wychowywał się w Rivendell, gdzie "panował" Elrond czyli tatuś Arweny. Aragorn był przyjacielem i towarzyszem wypraw jej braci. Można założyć, że jednak znał ją nieco, a nie "Bęc" i jak diabełek z pudełka wielka miłość mu odbiła.
Dla wyjaśnienia - oni nie poznali się po dotarciu drużyny do Rivendell!

Carmina

Dla wyjaśnienia - Aragorn pokochał Arwenę, gdy tylko spotkał ja spacerującą w lesie Imladris, w wieku zaledwie 20 lat, a więc to było "bęc!" Fakt, że wychowywał się w domu Elronda nie jest istotny, gdyż było to uczucie od pierwszego wejrzenia - po prostu przeznaczenie, tak jak wszystkie uczucia u Tolkiena.
Dla wyjaśnienia - och, wiem :)

jesiennamuza

Ok, uczucie od pierwszego wejrzenia było, ale oprócz zakochania się jeszcze zdarzyło im się rozmawiać, spędzać ze sobą czas itd, już po zakochaniu? To nie było tak, że Aragorn poznał Arwenę i po kilu dniach zaproponował "Weź, lalunia, rzuć w diabły te swoje metroseksualne elfy, jedź ze mną do Gondoru, odkopię tylko namiestnika i se porządzimy!"... A w przypadku "relacji" Kiliego i Tauriel - ile czasu oni ze sobą spędzili - rozmawiając? Poznając się? Trochę gadki pod celą. Potem Kili był sobie nieprzytomny, plus w domu Barda większe towarzycho gościło, więc o jakimś poznawaniu się nie ma mowy. A tu pada wprost propozycja "Chodź ze mną!". Serio dostrzegasz analogię?

Carmina

Tak, dostrzegam - w przypadku książkowych bohaterów mieli zbyt wiele do stracenia, a ich uczucie nie było jedynie ich sprawą, a na tak poważny krok nie mogli zdecydować się w jednej chwili, zresztą los ich miłości był związany z losami Pierścienia, nie mogło być inaczej.

Ale co do samego uczucia, naprawdę w przypadku Tolkienowskich postaci nie ma żadnego wpływu czas - ono pojawia się od razu, w jednej chwili, jako błysk przeznaczenia... Oczywiście ktoś to przeczyta i zaraz oburzy się, jakobym twierdziła, że miłość Tauriel i Killego wymyślił Tolkien - więc niech zrozumie, że chodzi mi o samą kwestię "romantycznego zakochania", bo w tego typu literaturze i filmach jest ono jedyne możliwe! Dlatego nie dziwi mnie fakt takiego pokierowania tą relacją przez scenarzystów, jest dla mnie oczywista (choć zachowanie filmowej Tauriel już nie do końca i gra aktorska Lilly tez nie, ale to osobna kwestia).
Piszesz, że spędzili ze sobą mało czasu - gdy w grę wchodzi prawdziwe uczucie, wystarczy jeden moment i to jest właśnie piękne (osobna sprawa, czy ktoś akceptuje taki mezalians, czy nie - chodzi mi o samą koncepcję miłości), nie trzeba poznawać drugiej osoby. Współcześni ludzie patrzą na miłość przez pryzmat współczesnego świata, w którym nawet nie pobiorą się, wcześniej nie popróbowawszy ze sobą żyć, aby się nie rozczarować. Dlatego trzeba spojrzeć na tę relację przez okulary romantyków, gdzie nie potrzebne był intercyzy, nie było rozwodów ani zdrad.

Rozpisałam się, ale naprawdę zdziwiłaś mnie swoim spojrzeniem na relację Arweny i Aragorna - dla mnie jednego z najpiękniejszych przykładów miłości "od zaraz". :)

jesiennamuza

Rozpisuj rozpisuj! Fajnie się czyta długie posty, to jest podstawa do dyskusji, a nie "Nie bo nie" i koniec. :D
Ja rozróżniam dwa "etapy" - zakochanie - które może pojawić się od pierwszego wejrzenia, i owszem, oraz miłość, która od pierwszego wejrzenia jest niemożliwa, gdyż wymaga wzajemnego poznania, wspólnych celów i priorytetów itd. Trzymając się przykładu Aragorna - Uczucie Arweny do niego - to zakochanie, które przeszło w miłość. Ale chociażby Eowina też była w nim zakochana! Tylko jej uczucie nie miało szans przekształcić się w prawdziwą miłość. Niechbym mogła uwierzyć w zakochanie Kiliego w rudej. Z bólem zębów, ale załóżmy. Załóżmy też, że ruda tez by się w nim zakochała - prawdopodobne jak dwie niedziele palmowe pod rząd, ale niechby. To połączyłby ich etap "zakochania" - a nie wspólnego budowania czegokolwiek!
Dla mnie cały ten wątek z Taurielką latającą wyłącznie za portkami jest żenujący i zbędny. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę drewniane aktorstwo Evangeline, która jest bardzo ładną kobietą, ale [jak wykazała] najwyżej mierną aktorką...

Carmina

W życiu tak, ale w rzeczywistości literacko - filmowej tych etapów się nie rozróżnia. Nie uważam, żeby czas odegrał tu znaczącą rolę, po prostu musiał nadejść moment w dziejach Śródziemia, gdy miłość Arweny i Aragorna mogła się spełnić, ale gdyby istniała możliwość, na pewno wcześniej przysięgliby sobie wierność w sposób zinstytucjonalizowany (nieoficjalnie zrobili to już dużo wcześniej). Zresztą to kwestia podejścia do tematu miłości - ja wierzę w uczucie od pierwszego wejrzenia, ktoś inny nie, rozumiem i szanuję to, ale trzeba też wziąć pod uwagę, że rzeczywistość Tolkiena rządzi się swoimi prawami.
Co do samego uczucia Tauriel i Killego, bardzo spodobała mi się ta wizja romantycznego uczucia, sceny z ich udziałem w PS to jedyne ciepłe sceny w całym filmie, bo tam Śródziemie jest generalnie bardzo zimne i nieprzyjazne. Tylko niestety gorzej z wykonaniem - tu zgodzę się z Tobą, że gra aktorska Lilly jest bardziej drewniana niż dąb Bartek, w dodatku nie jest ona zadną pięknością, ale cóż... Kwestia gustu. i tak jestem w miarę zadowolona rozwiązaniem tego wątku i przymykam oko na jej skomlenie w ostatniej scenie... ;D

jesiennamuza

Ależ ja i w życiu wierzę w uczucie od pierwszego wejrzenia! Nawet mam takie uczucie na codzień, od lat kilku zinstytucjonalizowane! Mi chodzi o co innego. W trzeciej części Kili mówi wprost [no, cytatu nie podam, bo aż taka dobra nie jestem, ale o sens chodzi]: "Rzuć to wszystko i chodź ze mną!". Czyli spędziwszy z babką ile, pół godziny? Godzinę? Deklaruje się na całe życie? No to jest idiotą, niezależnie od realiów Śródziemia. Zwłaszcza i tym bardziej, że wiedział, iż możliwe, że ma zostać następcą tronu rodu Durina - już widzę, jak krasnoludy lecą pędzą cieszyć się, że ich królowa jest elfką... W dodatku elficką prostaczką, strażniczką, bez ogłady i zasad. Prawdopodobieństwo zerowe.
Co do samego zaś uczucia Kiliego i Taurielki - nie podoba mi się w nim nic - ani w ogóle pomysł "romansowania", ani realizacja... Lilly niektórzy uważają za atrakcyjną, nie mnie oceniać. Wielu uważało, że Liv Tyler była bossska jako Arwena, a ja uważam, że najwyżej poprawna, bo urodą nie pasuje na najpiękniejszą z pięknej rasy... Z tym, że Liv przynajmniej zagrała, a Evangeline... To juz Bellunia ze Zmierzchu jest bardziej wiarygodna!

Carmina

A widzisz, ja uważam, że można po pół godzinie, ba, nawet po kilku minutach rzucić wszystko w imię miłości i zdeklarować się na całe życie! :) i właśnie to przystaje do realiów Śródziemia. Co do Killego, to nie wiem, czy byłby z niego taki odpowiedzialny władca, zaprzątający sobie głowę kwestiami pokroju, co "wypada, a co nie wypada" królowi. A co ogłady - czy ona jej nie miała, bo sprzeciwiła się swojemu władcy? Wymowa filmu jest bezsprzeczna - Thranduil był dupkiem, który miał w nosie innych i dbał jedynie o swoje dobro, więc jej bunt nie jest niczym złym. Z pewnością nie można nazwać Khazadów dobrze ułożonymi i dbającymi o zasady ;) A więc to uczucie nie miałoby tylu przeszkód co związek Arweny i Aragorna, bo tam w grę wchodziła potomkini jednego z najznamienitszych rodów w Śródziemiu, tutaj - tylko jakaś tam strażniczka z lasu. A Krasnoludowie wydają się być tolerancyjni - wszakże w historii beleriandu zdarzały się przyjaźnie elficko - krasnludzkie, nie można więc powiedzieć, że wszyscy przedstawiciele tych ras nienawidzili się i już. Owszem, były to odległe czasy, ale jednak były i dlatego nie przesądzam tak łatwo tej sprawy :)

Co do urody, to zgadzam się z Tobą - obie nie przystają wyglądem do realiów Sródziemia - wszak tam każda kobieta była piękna! ;)

jesiennamuza

No to się nie zgodzimy. Poza tym o ile rozumiem, że można odczuwać ów poryw serca jak najbardziej, o tyle jednak przy w sumie zerowej znajomości osoby decydować się na życie? Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że krasnoludy to rasa długowieczna, a elfy de facto nieśmiertelna.... Czyli upupić się na kilka wieków z panienką, o której nawet nie wiadomo, co lubi, czego pragnie, jak widzi wspólne życie... I vice - wersa tak samo, z tym, że ona jeszcze miała szansę, że śmierć krasnoluda ją uwolni. :P Były przyjaźnie elficko - krasnoludzkie. Po pierwsze: tak dawno, że wszyscy zdążyli o tym zapomnieć. Po drugie: przyjaźnie a nie miłości. Po trzecie wreszcie: było to na tyle dawno temu i od tamtej pory tak daleko rozeszły się drogi elfów i krasnoludów, że [przypuszczam] gdyby Kili ze swoją elficką żoną zasiadł na tronie Ereboru - szybko zostałby wdowcem. Jakiś wypadek by miała czy cuś...
Thranduil jest w filmie przede wszystkim niespójny. W jednej chwili wyśmiewa miłość elfki i krasnoluda, w następnej twierdzi, że ta miłość była prawdziwa, do synka stosunek też ma z lekka dziwaczny i właśnie - nierówny. Raz reaguje jak władca, innym razem jak troskliwy tatuś, że o "Matka cię kochała" nie wspomnę, bo mnie skręca ze śmiechu. Ale uogólniając - Thranduil [filmowy] miał z założenia dbać o elfy, resztę ras mając w odwłoku. Plus scena komiczna [z "Trędowatej" spisana] jęków rudej po śmierci Kiliego - jeśli miała być bohaterką z charakterem [a miała, skoro postawiła się władcy, złamała jego rozkaz, miała nawet odwagę mierzyć doń z łuku] to WIEDZĄC jaki przez cały czas był stosunek króla do tej miłości powinna mu powiedzieć "Spieprzaj dziadu! Idź leczyć serce synusia. A mi daj w spokoju przeżyć mój ból" [oczywiście nie tymi słowy, ale zakładam, że sens rozumiesz], a nie "Czemu to tak boli" i "Zabierz ode mnie tę miłość"... Jak w większości wątków dopisywanych przez PJ - brak konsekwencji w prowadzeniu postaci, break logiki, sensu...

Carmina

No raczej się nie zgodzimy, bo ja inaczej widzę sens tej miłości...
Po pierwsze: miłość jest ślepa i nie zważa na takie przyziemne kwestie jak codzienność, poglądy drugiej osoby na życie, itp.
Po drugie: to uczucie z góry było skazane na porażkę. My jako widzowie wiemy o tym i dlatego właśnie fajnie się to ogląda - działa tu zasada wszystkich melodramatów, które oczywiście idealizują miłość i często odbierają kobietom trzeźwe spoglądanie na kwestie damsko - męskie, ale właśnie dlatego wzruszają: nie wiemy, jakby wyglądało wspólne życie niedoszłych kochanków, czy poradziliby sobie i nie rozeszli się po kilku latach, ale wierzymy w to i dlatego szkoda nam tych, którzy umarli (chociażby koronny przykład - niezapomniane "Love story"). Dlatego też nie interesuje mnie ich potencjalna przyszłość i nie rozważam jej w aspekcie socjologicznym (;P), a jedynie przyjmuję to, co jest. A to co jest po prostu mi się podoba :)

Co do drugiego punktu Twojej wypowiedzi, rzeczywiście rozczarowuje Tauriel, która wcześniej buntowała się władcy, potrafiła pokazać swoje poglądy, a tu nagle zachowuje się jak bezbronne dziecko... Zwłaszcza że Thranduil nie jest typem "dobrego tatusia", który potrafi pocieszyć. Wt en sposób ujawnia się prawdziwa natura Elfki, która okazuje się być bezbronna i słaba jak każda kobieta w męskim świecie wojen i śmierci, czyli zaprzeczenie tego, co o tej postaci mówiono od początku.

realowiec

Słucham? Bo nie rozumiem Twojej wypowiedzi.

kamilxxx09

jesli dobrze pamintam aragorn wychowal sie u elronda, wiec troche czasu mogli razem spedzic:)

tomkasz1

Spotkał Arwene jak miał już 20 lat, a potem od razu ruszył w podróż.

tomkasz1

Tak wiem, ale chodziło mi o pokazywanie ich scen razem w Lotrze (filmy).

kamilxxx09

Arwena i Aragorn spędzili ze sobą masę czasu ciołku. Wiedziałęm, że jesteś głupi ale teraz przekraczasz nowe granice.

kamilxxx09

Kamil - piłeś, nie pisz. W Hobbicie romans trwał godziny. Zaczął się debilnie i nie był wcale wiarygodny. W LOTR, to była wieloletnia miłość, a krótki czas ekranowy to dowód na to, że kiedyś PJ umiał robić filmy, w których wątki poboczne były naprawdę poboczne.

kamilxxx09

W filmie spotkali się jeszcze po tym wichrowym czubie ;P

Yennefer_123

No nie czarujmy się, ten wątek jest po prostu żałośnie słaby i tyle.

Yennefer_123

Moim zdaniem PJ powinien zrobić z Kilim i Tauriel tak jak z Legolasem i Gimlim w LotR,czyli miłość na zasadzie przyjaźni a nie kochania.

Yennefer_123

Całej scenie (ze szlochającą Tauriel nad zwłokami Kiliego) towarzyszyły w kinie wybuchy śmiechu. Było to tak tandetnie zrobione, a aktorka grała takie drewno, że sam nie mogłem powstrzymać się od parsknięcia z politowaniem. Ta cała gadka o miłości, mająca wznieść Hobbita na wyżyny filmów z przesłaniem i metaforą, pasuje do tego filmu jak pięść do oka. Co pan Peter myślał gdy to kręcił, że publika się wzruszy? że wyjdzie z sali odmieniona podaną wizją prawdziwej miłości? A szkoda bo według mnie film nie jest taki zły jak niektórzy tutaj wypisują. Posiada swoje bardzo mocne momenty, ale usiłowanie zrobienia z niego na siłę kina wyższych lotów, nie za bardzo reżyserowi wyszło.

Pallado

"a aktorka grała takie drewno"

Smutne, ale prawdziwe. Podoba mi się ten wątek, ale gra aktorska rudej niestety odbiera mu sporo uroku...

Pallado

i na to wszystko wchodzi Thranduil i mówi właśnie słynny cytat, gdzie parę chwil prędzej kpił z ich miłości.. Najgorsze w filmie to zrobienie z cudownego dostojnego porządnego króla Elfów buca i aroganta ;(

Elvis_Zyje

W filmie dodali mu inteligencji (w książce przez cały czas się zastanawiałam, jak mógł się nie domyślić celu wędrówki Thorina przez jego królestwo), ale odebrali mu mądrości. Smutne.

Intea

Przecież w "Pustkowiu..." Thranduil doskonale znał cel wędrówki kampanii Thorina, dlatego ich uziemił w swoich lochach.
A co omawianej sceny, też jakoś raziła mnie ta niekonsekwencja w jego zachowaniu, ogólnie te "liryczne" wątki wyszły bardzo płytko i słabe, były jakoś źle wkomponowane. Myślę, że PJ na etapie produkcji wyciął wiele scen. Poza tym sama postać Thranduila jest ofiarą tych skrótów w fabule (szczególnie DoS). Jest kreowany na aroganckiego dupka (zupełnie inaczej niż jest w książce), bo jakoś nie było czasu ekranowego, żeby ukazać w pełni motywacje jego działań.