Tak przynajmniej zapowiedział syn pisarza rozczarowany adaptacją hobbita
Nie jesteś na bieżąco. Syn Tolkiena serdecznie nienawidził już ekranizacji Władcy Pierścieni, bo według niego były profanacją i wypaczeniem dzieła jego ojca. Wypowiadał się na ten temat, mówiąc że chciałby, żeby nigdy nie powstały.
O, to ciekawe, a ustosunkował się publicznie również może i do ekranizacji Bakshiego?
To prawda,już podczas kręcenia pierwszych filmów junior nie był zachwycony.Mało tego-próbował ukręcić projektowi łeb.Jak widać nie udało się :)
Ma sporo racji moim zdaniem. Jest wielka przepaść jakości między Tolkienem a ekranizacjami Jacksona.
Żaden film na podstawie książki, nie będzie jej w 100% wierny, nie ma w tym nic dziwnego.
Nie mówię o wierności, ale o jakości. Jest wiele głupot w filmach Jacksona które psują film. Jedną z głupot jest romans krasnoluda z elfką, kolejną to krasnolud ubrany w beczkę który turlając się kosi wszystkich orków po drodze, kolejną to Legolas-akrobata-superelf który w każdym filmie w którym się pojawi cuda robi na ekranie. Tych głupot jest tak dużo, że mógłbym nimi czytelnika zanudzić.
Ogółem zrobił swoje ekranizacje nieźle. Można obejrzeć. Jest rozrywka, są fajne krajobrazy, świetnie dobrani aktorzy do swoich ról, trochę humoru i trochę Tolkiena.
Z drugiej strony w książkach są takie sceny, jak Legolas biegający po śniegu i krzyczący "Do zobaczenia, idę poszukać słońca", albo Gimli, który wykonuje taniec radości na wieść, że cudowna pani Galadriela śle mu pozdrowienia :) Nawet Tolkien nie ustrzegł się od zalatujących infantylizmem śmiesznostek.
Co innego śmiesznostki, co innego głupoty. Wiem, że fantasy, ale ciut realizmu i normalnego podejścia do tematu by nie zaszkodziło. U Jacksona pancerze nie chronią (orkowie zakuci od stóp do głów w pancerz padają jak muchy), człowiek i krasnolud (Aragorn i Gimli) bronią się na moście przed całą armią orków, czarodziej okłada kijem namiestnika Gondoru przy jego własnych strażnikach itp. Jest tego bardzo dużo w ekranizacjach Jacksona i to dla mnie mocno psuje film sprowadzając go do głupkowatej bajki, w której trzeba co chwila przymykać na coś oko.
Tylko że we wszystkich filach akcji i nie tylko traktuje się fizykę w ten sposób. James Bond, Indiana Jones, Gwiezdne Wojny... Konwencja filmu rozrywkowego.
Fizykę? Czy ja coś piszę o fizyce? Oprócz Legolasa-superelfa fizyka jest w miarę ok.
Przykładowo: gdyby Obi-Wan przywalił z piąchy Wielkiemu Kanclerzowi podczas obrad senatu byłoby to mniejszą głupotą niż Gandalf obijający namiestnika Gondoru przy jego własnych żołnierzach. Za takie coś ci żołnierze by Gandalfa porąbali na kawałki ;)
Padanie mimo pancerzy oraz Aragorn i Gimli kontra armia orków chyba podpadają pod jakieś prawa fizyki ;)
No, ale filmowy Denethor ostro świrował, myślę że jego ludzie tracili wiarę w jego poczytalność i dlatego nie zareagowali. Gdyby namiestnik przynajmniej wydawał się być normalnym władcą, straże z pewnością by zareagowały.
Nie tego pana :) Spadkobiercy wybitnych ludzi już tak mają, że chronią dzieł swoich rodziców jak relikwii. I to nie tylko Tolkienowie. Cytat z Christophera Tolkiena:
"Pohańbił on [Peter Jackson] książkę sprowadzając jej treść do filmu akcji dla młodzieży w wieku 15-25 lat. I wszystko wskazuje na to, że do samo zrobią z “Hobbitem”.
(…) Tolkien stał się monstrum, pożeranym przez własną popularność i wchłoniętym przez absurdalność otaczającego nas współczesnego świata. Przepaść między pięknem i powagą książki, a tym, co się stało, jest jak dla mnie zbyt ogromna. Ta komercjalizacja zredukowała estetyczną i filozoficzną moc dzieła do zera. Ja widzę tylko jedno wyjście: odwrócić głowę."
Nie to, że nie lubię. Peter Jackson bardzo się postarał i odwzorował Śródziemie z wielkim pietyzmem, ale tylko od strony wizualnej. Natomiast wątki i relacje między bohaterami są w tzw. jego "duchu". Niektórzy aktorzy moim zdaniem też nie są szczególnie trafnie dobrani. Mówię tu o filmowej pierwszej trylogii sprzed kilkunastu lat. Wtedy byłam totalnie oczarowana, ponieważ byłam hmm.. o te kilkanaście lat młodsza, a taki młodziak inaczej wszystko odbiera;) Teraz, po kilkunastu seansach tegoż dziełka inaczej na nie spoglądam, choć jednak sentyment pozostał. Ale aż chciałoby się pewne rzeczy dodać, pewnych elementów zupełnie pozbyć, pewne słowa z powieści, których zabrakło włożyć w usta bohaterów, rozbudować niektóre wątki i postacie.
Co do Hobbita- pierwsza część nawet mi się podobała- bardzo baśniowa i mimo pewnych niby- drobiazgów, typu krasnoludy bez brody;) miło się oglądało;) Druga część roiła się od absurdów, jak gdyby główny scenarzysta nie miał w ogóle do czynienia z powieściami Tolkiena i mimo tej pięknej oprawy wizualnej zupełnie się zniechęciłam. Teraz przede mną III część i aż się boję....
Co do trylogii WP trudno jest mi stanąć po którejś ze stron. Też wiele bym do filmu dodał, ale też z filmu kilka rzeczy bym umieścił w książce. Może nie sama akcja, ale zachowanie postaci, np: scena na zgromadzeniu u Erlonda i przysięgi wierności(?). No ta scena jest genialna, jak potem czytałem książkę, nie mogłem uwierzyć, że nie jest odwzorowanie tylko wymysł Jacksona/scenarzystów. W książce to było na zasadzie, "Idziesz ty, ty i ty, no i ty możesz wbić do ekipy".
Na nieszczęście, p. Christopher nie będzie żył wiecznie, a co się wtedy stanie z prawami autorskimi łatwo przewidzieć.
Dlaczego łatwo przewidzieć? Prawa autorskie wygasają 70 lat po śmierci autora, to po pierwsze. Po drugie cała rodzina Tolkienów nienawidzi filmów Jacksona. Po śmierci Christophera prawami do książek zajmie się kolejne pokolenie.
A tak na marginesie, nie rozumiem myślenia "mnie się nie podoba, więc niech nikt tego nie ogląda". Ja uwielbiam ekranizacje Władcy Pierścieni, wychowałam się na nich i szerze mówiąc podobają mi się bardziej, niż książki (co w moim przypadku zdarza się niezmiernie rzadko). Lepiej mieć książkę i mieć ekranizację, co za problem olać istnienie filmu i skupić się na książkach, jeśli komuś się nie spodoba?
Niestety, ktoś z rodziny może się wyłamać i skusić na hojną zapłatę. Mniejsza o to, może niepotrzebnie dywaguję nad sprawami, o których mam średnią wiedzę.
Co do Twojej wypowiedzi o ekranizacji książki, to miej na uwadze, że niektórzy, mimo że ich pierwszą miłością jest powieść, ciągle oczekują godnego upamiętnienia w postaci na ekranach. i nie ma w takim podejściu nic złego. Można olać ekranizację, pewnie, ale można też nią być rozczarowanym, tak jak ja. Nie mówię tu o WP, bo choć nie jest idealna, to jest moim ulubionym filmem, ale o Hobbicie, którego potencjał w amatorski sposób zmarnował Peter Jackson.
Rozumiem, że film może się nie podobać, ale wypowiedź w rodzaju "lepiej, żeby nigdy nie dano Jacksonowi praw do kolejnych filmów" oznacza, że lepiej, by te filmy w ogóle nie powstały. Negatywna ocena to jedno, a optowanie za tym, by ci, którym się podobało, nie mieli szansy zobaczyć kolejnych ekranizacji to drugie.
A co do WP; gdyby prawami do tej książki dysponowała rodzina Tolkiena (a nie dysponuje i jest to kolejny powód ich jacksonowego focha) to najprawdopodobniej ekranizacje LotRa też by nie powstały.
Ja mam sprzeciw tylko i wyłącznie wobec dawania pracy PJowi, a nie dawania jej w ogóle.
No to lubisz ekranizacje WP czy nie lubisz? Bądź co bądź, Jackson jest odpowiedzialny również za nie, nie tylko za Hobbita ;)
Lubię WP, ale od tamtej pory PJ się stacza, moim zdaniem. Miał swoje magnum opus na początku tego wieku i chyba już go nie przebije. Ba, pewnie nawet się z nim nie zrówna.
Ja uwazazam, ze ekranizacja Silmarillionu nigdy nie powinna postac i mam gdzies zdanie innych w tej sprawie. Tadam!
Wspaniale, więc nie mam powodów, by nie chcieć ekranizacji Silmarillionu i mieć gdzieś twoje zdanie w tej sprawie. Jak wygodnie.
Ja uważam, że ekranizacja Silmarillionu byłaby czymś wspaniałym. Oczywiście gdyby zrobił to ktoś inny niż Jackson. Jackson się do Silmarillionu absolutnie nie nadaje.
Nie jest prawdą, że cała rodzina Tolkiena nienawidzi filmów Jacksona.
Jest na przykład ktoś taki, jak Royd Tolkien, prawnuk pisarza. Podobają mu się filmy i mówi, że traktuje je jako osobne od książek i osobno ocenia.
Tu jest wywiad z premiery NP w Londynie 12 grudnia 2012
www.youtube.com/watch?v=U2luZLTqMUc
A tu wcześniejszy na temat LOTR
www.youtube.com/watch?v=n5Tp4NIj7Eg
Jest tych wywiadów zresztą więcej, sami sobie poszukajcie na yt.
A Royd jest zaprzyjaźniony z twórcami i pojawia się w rozszerzonym Powrocie Króla jako żołnierz Gondoru podający włócznie w Osgiliath oraz w rozszerzonym Pustkowiu Smauga jako człowiek, który wkłada ostrze Morgulu do grobowca Czarnoksiężnika z Angmaru.
Dobrze piszesz o tym, że Christopher protestował już przy filmowym Lotr, ale gdzieś czytałam, albo widziałam w jakimś wywiadzie, że bardziej niż same filmy przeszkadzała mu ogólna komercjalizacja towarzysząca filmom czyli figurki, zabawki itp. Nie mogę tego teraz znaleźć. Może ktoś się z tym tekstem lub wywiadem spotkał i mógłby dodać link? Spróbuję sama poszukać, ale zajmie mi to trochę czasu - może ktoś będzie szybszy? :)
Słyszałam, że jest w rodzinie jakiś jeden buntownik, który lubi filmy, może to on :)
Wygląda na to, że to on :)
Ale myślę, że nie jest jedyny taki w rodzinie, tylko najwięcej się wypowiada publicznie i jest najbardziej znany.
Jest też Simon Tolkien, syn Christophera. Przez to że popierał filmy PJ'a pokłócil się z ojcem i ten go bodajże wydziedziczył.
Taaak, ten Christopher to chyba jednak lekko przesadza z tym fanboyowaniem... Ja rozumiem, że to święte dzieła jego ojca, no ale...
Co zrobić, ma pełne prawo sądzić o tych filmach co chce i obojętnie czy się jego opinia nam podoba, czy nie.
Ale z drugiej strony szkoda, że wydaje się nie zauważać że te "okropne" filmy Jacksona (głównie WP) przyczyniły się do ogromnego wzrostu sprzedaży książek Tolkiena i zachęciły miliony ludzi do zapoznania się ze światem Śródziemia...
On jednak niestety wypowiada się o nich tak, jakby było lepiej by w ogóle nigdy nie powstały.
Tak, ale tylko na książkach. Nie mają żadnych praw do ekranizacji Władcy i Hobbita. Sfrustrowani muszą być niesłychanie.
Nie da się z nim nie zgodzić niestety. Ale trzeba też pamiętać, że czasy się zmieniają. Film to nie tylko sztuka - czy sprzedałby się, gdyby był w formie idealnie odwzorowanej z książki? Pewnie nie, a przecież nakłady na ekranizację Władcy Pierścieni były horrendalne. Takie jest życie. Sam Tolkien nie spodziewał się popularności swojego dzieła, nie sądził z pewnością, że dostanie się ono do obiegu popkultury.
Szczerze mówiąc, to moim zdaniem Christopher mocno przesadza z tą głęboką filozofią. Dzieła Tolkiena są imponujące, ale czy naprawdę wnoszą coś do życia czytelnika, poza rozrywką? Piękno też jest względne; jak dla mnie ekranizacje WP jak najbardziej są piękne.
Christopher ma już swoje lata, a poza tym jego stosunek do dzieł ojca ma prawo być inny niż stosunek choćby najwierniejszych czytelników. Na jego miejscu być może też reagowałabym podobnie, zwłaszcza, że to on jest odpowiedzialny za to, kto się całą tą franczyzą zajmuje i w jaki sposób. Ale patrząc na to z drugiej strony - gdybym nie widziała w kinie - w zasadzie przez przypadek - "Drużyny Pierścienia", pewnie po książki Tolkiena nigdy bym nie sięgnęła. Pewnie wiele osób miało podobnie, więc zbyt "zachłanne" chronienie dzieł ojca na dobrą sprawę może tym książkom zaszkodzić.
Christophera jako takiego rozumiem, jak najbardziej mam na uwadze jego wiek i osobisty stosunek do sprawy. Ale tolkienowscy fanatycy nie są dziećmi autora, mogliby zachować trochę dystansu do jego opowieści i pamiętać, że Tolkien to mimo wszystko twórca literackiej rozrywki, a nie prorok.
Mi osobiście podobały się i książki i filmy (były to moje początki w temacie fantastyki), i na pewno nie chciałbym żeby nigdy nie powstały. Rozumiem po części Christophera, jest on już starszym człowiekiem i chce jak najlepiej zabezpieczyć dziedzictwo ojca, szczególnie że jest ono tak ogromne. Nie mogę się doczekać Silmarillionu, i Niedokończonych Opowieści, a znając życie za parę lat wszyscy pójdziemy zobaczyć je w kinie. :)
No niestety nie zapowiada się kontynuacja Śródziemia a gdyby jeszcze udało się nakręcić Silmarillion :P
Silmarillion jest zbyt obszerny i opisuje bardzo długi okres czasu, więc ciężko by było zrobić o tym film. Był o tym artykuł nawet, chyba na stopklatce, ale nie jestem pewna.
Z jednej stronie zbyt obszerny, z drugiej zbyt krótki. Kilkaset postaci, milion wątków, żaden nie jest rozwinięty na tyle, by sklecić z niego prawdziwy scenariusz. Dopiero by się podniósł krzyk, że scenarzyści dopisują wątki.