1. Niecały miesiąc po seansie a ja już zapomniałem o filmie Hobbit: Bitwa Pięciu Armii . I nie świadczy to o mojej słabej pamięci bo owszem pamiętam co się tam w skrócie działo, ale gdy sobie przypominam nie dzieje się ze mną w środku nic... 0 jakichkolwiek emocji ... Minęły dwa laty jak ostatnim razem oglądałem Władcę Pierścieni i wciąż czuję dreszczyk emocji , ten zachwyt nad filmem oraz niesamowite związanie z tym światem, oglądając WP " byłem tam", oglądając Hobbita byłem w kinie... Tak zapomniałem już o tym filmie i to niezaprzeczalnie świadczy o jego przeciętności, przyznać się komu jeszcze się zapomniało! ;)
2. Lecz filmweb stale dba o to by Hobbit:BItwablebleble nie wyleciał NA ZAWSZE z mojej główki, codziennie wyskakuje mi kilkanaście powiadomień odnośnie tego że ktoś coś na forum tylko dlatego że sam tu też coś pisałem, błagam ja chce zapomnieć forever !!
Nie komentuj każdego mojego posta, który Ci sie nie spodoba. Zacznę robić to samo - zobaczysz, jakie to irytujące.
A proszę ...rób i każdego??? w twoim temacie o winnikach finansowych ani jednego twojego postu nie skomentowałem ......wiec coś ci się pomyliło ....
wort801 - ależ prowokujesz, odpisując w taki sposób na moje posty. Nie chce mi się o tym pisac po raz tysięczny. Wychodze z tego tematu.
Zgodzę się z Tobą. Trzeci Hobbit to film na jeden raz, najgorsza część tej ,,zacnej" trylogii, nic nie wnoszący i bez jakiegokolwiek przekazu dla oglądających. Ja obejrzę ponownie dopiero wersję EE, która pewnie nada tej części odpowiedniego wydźwięku. O filmie już cicho, zresztą ciężko się dziwić, bo wyszło srogo poniżej oczekiwań. O dziwo pierwszą część lubę oglądać i nie nudzi mi się, najbardziej klimatyczna i poprawna.
Podzielam wasze zdanie. Pierwszą część pamiętam do dziś. Oglądałem ją już wiele razy, zanim wyszło jeszcze Pustkowie Smauga. Naprawdę trzymała klimat Śródziemia, muzyka była świetna i było nawet jakieś napięcie (Trolle, zagadki z Gullumem, końcowa walka....) Natomiast druga część zdecydowanie wystarczyła mi na dwa razy (w kinie i w domu), całkowicie wybudziła mnie z tego ''snu''. Trzecia była tylko potwierdzeniem tego co poczułem po drugiej. Nadal ciągnący się (irytujący) wątek Kilego i Tauriel oraz coraz to większe odstępstwa od książki były już przesadzone. Ostateczna bitwa w ogóle nie trzymała w napięciu, może dlatego że była zbyt cukierkowa, ale może też dlatego że odbywała się w inny sposób niż w oryginale. Walka na lodowisku i bieganie po jakiś szczytach, zamiast postawić obu głównych wrogów naprzeciw siebie w tłumie walczących na polu bitwy...bezsensu. Już nie mówię o smoku który był podobno straszliwy, a w filmie no cóż...oprócz rozmowy z Bilbem nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Po drugiej części miałem szczerą nadzieję że Jackson z tego wybrnie nagrywając piękną bitwę, bo takie już udawało mu się stworzyć, jednak się przeliczyłem.