Byłem na wersji 3D 48HFR.

Od dawna bacznie obserwuje postęp technologiczny w kinie i jak dotąd wszystko mi się podobało aż do momentu jak zobaczyłem Hobbita w 48 FPSach :///
Wybaczcie ale według mnie to nie tędy droga. Mam nadzieje, że filmowcy porzucą tą technologię bo jest zwyczajnie fatalna. Dlaczego? Dlatego, że taki płynny obraz jest pozbawiony tego charakterystycznego "ziarna" w obrazie. Nie ma tzw. "film effectu". Wszystko wygląda niemiłosiernie sztucznie i plastikowo. Moim zdaniem ta technologia to strzał w stopę bo ciężko przy takim płynnym obrazie wykonać na tyle dobry efekt specjalny aby oszukać oko co dobitnie widać w Hobbicie. Wszystko lśni jak psu jajca, krajobrazy jak makiety i odczuwalne na każdym kroku widoczne przejścia animacji. No tragedia(!)

Fanem Tolkiena nigdy nie byłem ale Władca Pierścieni jakoś się jeszcze broni. To coś to jawi mi się jak niedorozwinięty twór gościa, który mając pojęcie jak nakręcić dobry film zrobił coś totalnie pozbawionego przysłowiowej iskry. Dobry film fantasy posiada duszę. RT: "The Hobbit" feels more like a cinematic encyclopedia of Tolkein's mythical world rather than a trip to the movies."

Sceny faktycznie są rozciągnięte do wyrzygania, humor żenujący, nie ma ani jednej charyzmatycznej postaci.

Podobały mi się 2 rzeczy:
Ten ork, którego zabił ten biały "badass". Ładnie zrobiony.
oraz
scena z orłami. Złapała mnie za serduszko ;)