Miałem pewne obawy co do tego filmu i spore wymagania, ale nie zawiodłem się.
Mogą być spoilery!
Mianowicie, bałem się:
1. baśniowej kiczowatości filmu i zatracenia klimatu Śródziemia (w zwiastunach niekiedy
wyglądało to trochę jak "Opowieści z Narnii")
2. że podzielenie filmu na 3 części okaże się klapą, że będzie za długi, "rozciągnięty, jak masło
na zbyt wielu kromkach".
3. zbyt częstych i słabych żartów. "WP" był często humorystyczny, obawiałem się, że tu żartów
będzie za dużo, przez co zatraci się tą patetyczność obecną we "Władcy Pierścieni" i pożądaną
(przynajmniej przeze mnie) w pewnym stopniu również w "Hobbicie".
A co mi zaserwowano?
1. Film oczywiście baśniowy, w końcu książka również taka była, ale w dobrym tonie, oglądając
czułem, że jestem w tym samym Śródziemiu, z którego wróciłem po "Powrocie Króla".
2. Teraz widzę, że podzielenie "Hobbita" na 3 części, było dobrym posunięciem, książka co
prawda niezbyt gruba, ale posiadająca sporo wątków wartych rozwinięcia. Jackson nie
pozwolił mi nudzić się ani przez chwilę, prawie 3 godziny zleciały momentalnie i pozostawiły
niedosyt.
3. Żarty oczywiście obecne, nie było ich jednak aż tak dużo jak się obawiałem i nie były
niesmaczne (wybaczam bekanie krasnoludów, w końcu nie od dziś wiadomo, że krasnoludy
odznaczają się specyficzną kulturą)
Poza tym świetne aktorstwo, młody Bilbo wygląda naprawdę jak odmłodzona wersja tego
starego, Freeman genialnie sprawdził się w tej roli. Krasnoludy również bardzo dobrze
zagrane. Na pierwszy rzut oka widać, który z nich to Gloin. Można łatwo poznać, ze to ojciec
Gimliego, nie daleko pada jabłko od jabłoni. Kili natomiast mi osobiście przypomina trochę
Boromira :) Widoki zapierające dech w piersiach, w końcu to Nowa Zelandia, Rivenell idealnie
ukazane. Muzyka miejscami z "WP", sporo także nowych melodii.
A co do minusów:
1) Wyniszczający czas nie oszczędził Iana McKellena, wyraźnie się postarzał. Oczywiście nie
zarzucam nic jego grze, jest idealnym Gandalfem, innego sobie nie wyobrażam. Jednak
wydarzenia w "Hobbicie" dzieją się kilkadziesiąt lat przed tymi z "WP", za parę lat oglądając
najpierw trylogie "Hobbita" a później "LoTR" będzie się miało wrażenie, że Gandalf młodnieje
niczym Krzysiu Ibisz, no ale cóż, czasu nikt nie zatrzyma.
2) Scena bitwy kamiennych olbrzymów średnio mi pasowała, przypominało to jakaś walkę
transformerów.
Filmu tak naprawdę nie oglądałem, jak chcecie wiedzieć.
Cześć!