Film obejrzałem dopiero wczoraj, bo chciałem to zrobić na spokojnie, kiedy ucichnie cały natłok recenzji i przesadnie
dobrych opinii. I chyba zrobiłem mądrze, bo nie jestem pewien czy potrafiłbym podejść do tego filmu na spokojnie z
chłodnym okiem w okresie hype'u na Tolkiena.
Dzieło Jacksona oceniłem na 7 i moim zdaniem jest to idealna ocena dla tego filmu. Przykład niezwykle solidnego i
doskonale zrealizowanego kina, jednak żadna rewolucja, żadne arcydzieło, na dodatek rozczarowanie w porównaniu
do tego, co obiecały zwiastuny i czego można było się spodziewać, mając na uwadze, jak wypadła ekranizacja WP.
Ale do rzeczy, co konkretnie mi się nie podoba. Przede wszystkim bardzo słabo poprowadzona akcja. "Początkowe"
(w cudzysłowie, bo chodzi o jakieś 80 minut) fragmenty dłużą się niemiłosiernie, dominują sceny przegadane. O ile
jeszcze takie ujęcia bywają świetne, kiedy mają swój klimat (opowieść Balina, genialna pieśń krasnoludów), tak
przez większość czasu nudzą i sztucznie, niepotrzebnie wydłużają film.
Akcja się rwie. Nie tylko ma zupełnie nieregularne tempo (120 minut gadania i łażenia, bitwa, potem samo gadanie i
do końca już tylko "bitwy"), ale brak jest w niej ciągłości. Krasnoludy niby idą przez Śródziemie, ale nie wiadomo jak i
którędy. Spacerują sobie po polanie, żeby ni stąd ni zowąd trafić najpierw na orków, a potem do Rivendell. Brak w
tym jakiejś konsekwencji, co w powiązaniu z nużącymi fragmentami powoduje irytację u widza.
Kolejna, chyba największa wada filmu, to dysonans gatunkowy. Jackson chciał zrobić z tego baśń, ale ostatecznie
zwyciężył w nim instynkt twórcy WP i powstawiał do wszystkiego sceny rodem z połączenia "Króla Artura" i
"Armagedonu". Czyli, inaczej mówiąc, wszystko to, co było domeną wszystkich części WP, a w szczególności PK.
Jackson nie potrafił się zdecydować na jedna właściwą konwencję. Klimatyczne i mroczne sceny śpiewu
Krasnoludów, walki gigantów, starcia z Azogiem (czy Bolg nie byłby wystarczającym przeciwnikiem, trzeba było aż tak
poprawiać Tolkiena?) przeplatają się z sielskimi krasnoludowymi scenami, niczym z Sierotki Marysi czy, będącym
totalną pomyłką podziemiem goblinów. Widz nie wie, czy ogląda baśń czy mroczne patetyczne fantasy.
W dodatku to drugie zdaje się zwyciężać, a już na pewno będzie dominowało w następnych częściach. A "Hobbit"
przecież nie ma na to potencjału. Każdy, kto czytał tę książkę, wie jaki jest jej klimat i do kogo autor ją skierował. W
efekcie mamy kolejny eksponat do kolekcji złożonej z "OZa", "Pogromcy olbrzymów", "Alicji" etc. etc. Nie dość, że
Jackson nie potrafił się zdecydować na jedną drogę, to kiedy jednak szala przechyliła się na jedną stronę, był to
wybór zły.
Napisałem sporo o minusach, ale tak to już jest w opiniach, że głównie pisze się o rzeczach złych. Aż "7" nie wzięło
się przecież znikąd.
Przede wszystkim bardzo podobała mi się muzyka. Główny motyw, choć prosty, jest fenomenalny i przejmujący. Moim
skromnym zdaniem dużo lepszy od wszystkiego, co zostało dosmażone do WP. No i scena śpiewu krasnoludów
świetny głos pana Armitage) sprawia, ze na długo zapada w pamięć.
Aktorstwo oczywiście na najwyższym poziomie. Richard Armitage lśni najjaśniej, choć to raczej McKellen i Freeman
mieli największe pole do popisu. jak zwykle świetny Hugo Weaving. nie ma się do czego przyczepić.
Scenografia, kostiumy i efekty to kolejna rzecz, o którą chyba nikt się nie bał i ostatecznie nikogo nie zwiodła. Pod tym
względem wszystkie części WP były genialne, podobnie jest w hobbicie i zapewne będzie w jego kontynuacji.
Reasumując, "Niezwykła podróż" to przykład świetnego kina przygodowego, zrealizowanego z wielkim rozmachem i
dbałością o każdy detal, w którym jednak twórcy nie ustrzegli się błędów, w szczególności na poziomie scenariusza.
Gdyby Jackson od początku trzymał się jednej konwencji, nie próbował poprawiać Tolkiena (nie chodzi mi o żadne
zmiany treściowe, nie jestem fanboyem pisarza, chodzi o klimat), wiedział, które sceny wyrzucić, a które zostawić i
przede wszystkim lepiej poprowadził akcję, ocena zapewne byłaby wyższa. Plusy za realizację, aktorstwo i prostą, acz
genialna muzykę. Tyle ode mnie.