Jak powiedział Bilbo w "Drużynie Pierścienia", czuję się jak za mała ilość masła rozsmarowana na zbyt dużej kromce chleba. To wyrażenie pasuje do rozwlekłości tego filmu. Uwielbiam filmy przygodowe i fantastyczne, ale ten (co nie powinno mieć miejsca przy takich filmach) mnie czasami nudził. Narracja była źle prowadzona, większość wątków była na siłę.
Pomimo że książka (Hobbit) była lepsza od WP, to jednak film LOTR był znacznie lepszy od Hobbita (filmu).
A ja nie. Tak się stęskniłem za Śródziemiem, że cały film obejrzałem z bananem na twarzy. Może pierwsze 40 minut mogło, niektórych nudzić, ale potem akcja gna w świetnym tempie.
Tak jak piszę, przepadam za fantastycznymi i przygodowymi filmami, lecz tutaj wydłużanie niektórych wątków czy dodawanie nowych nie wyszło filmowi na dobre. Co nie znaczy, że film nie ma zalet, ale w tym temacie akurat poruszam ten konkretny problem.
Zgadzam się całkowicie. Historia Bilba, krótsza niż pojedynczy tom LOTR, została rozwleczona do granic możliwości. Zdaję sobie sprawę, że fani mogli być spragnieni klimatu Śródziemia (ja sama byłam), ale na filmie rzeczywiście momentami można było przysnąć. Książkę pięknie odwzorowano, utrzymano klimat filmów o LOTR, ale co z tego, skoro opowieść została źle poprowadzona...