Świetny aktor - Marcin Czarnik po raz kolejny (po "Eastern") przyjmuje rolę w beznadziejnym filmie i zaczyna mi już kojarzyć z gównianymi produkcjami. O co chodzi w filmie Holiday? Para nowobogackich Polaków wyjechała na indonezyjską wyspę Bali, z nudów polazła oglądać wulkan i ni z tego , ni z owego zatrzymali się u miejscowych ćpunów. No i tak sobie mieszkali razem z nimi, on wciąż chlał, ona machała cyckami. Co z tego wyniknie można było się domyślić jeszcze przed końcem tej kretyńskiej opowieści. Tylko po co robić o tym film?