Może w pamięć nie zapadnie, ale jest jak "oldskulowy" western w formacie "300". I Kate Bosworth, warta każdego ujęcia... Same pozytywne wrażenia po obejrzeniu.
Bardzo dobrze zrealizowany graficznie, muzycznie i pod względem efektów specjalnych film. Dodatkowo film dostarcza sporo poczucia humoru co odróżnia go od azjatyckich "nawalanek". Połączenie sztuk walki i westernu jak najbardziej udane. Jak najbardziej film do obejrzenia dla każdego nie tylko fana tych gatunków. Ocena ogólna 8/10. Warty obejrzenia.
Ps: Opiniami osób które zakładają nowe tematy tylko po to aby skleić kilka wyrazów zawierających "gniot", "usnąłem" proponuje nie brać na poważnie. Nie potrafią nawet filmu do końca obejrzeć a co dopiero wysilić się by napisać poważną opinię w odpowiednim temacie.
Nie działa edycja post:/
Mi tez się podobał, w dodatku nie był tak płytki jak zdawało się za pierwszym razem.
Uwaga spoilery!
Film strasznie kiczowaty, ale gdyby zrobił go Rodrigez, pewnie okrzyknięto by go arcydziełem. Skrajnie przewidywalny. Gdyby posłuchać wypowiedzi bohaterów z zamkniętymi oczami, można odnieść wrażenie że wszyscy aktorzy są afroamerykanami- oczywiście ze względu na pseudoteksański akcent który jest tak wyraźny, że przeszkadza, a nie dodaje klimatu. Wojownicy ninja wyskakujący z ziemi, śniegu, wody, piachu, żwiru, sufitu, ścian asfaltu jak helikoptery powalili mnie na kolana.
Scena walki z głównym czarnym charakterem jak zresztą wszystkie sceny walki przywodzą na myśl Kill Billa, albo Planet Terror. W tamtych filmach jednak przejaskrawienie było zamierzone. Tutaj? Nie wiem. Scena w której wojownik wkracza do miasta z dzieckiem na patyku przypomina trochę obraz Bena Stillera z dwoma bobasami przypiętymi do klatki pierciowej, który właśnie zabiera się za ratowanie Świata z II Epoki lodowcowej, przy pomocy swoich ogromnych spluw:
http://www.youtube.com/watch?v=_dfi5S7ESqc
To jeszcze nie wszystko! Do pełnej satysfakcji potrzeba nam jeszcze Tonego Coxa z białą ósemką na głowie. Podczas każdej sceny jak ją pokazywali zastanawiałem się z czego ta ósemka jest. Billa nr 8. Czarna, nikt jej nie bije i umiera pod koniec. Ehh... humor musi być! To przecież takie śmieszne jak karzeł ściska ludzi po jajach.
Motyw z operą, mordercą uprawiającym ogródek i prasującym ubrania, pasuje jak pięść do nosa.
Cała cala płacze jak umiera klaun. Taki śmieszny, radosny sypatyczny, a jakiś psychopata ustawia mu na głowie wiadro i strzela do niego. Biedny. O mało się nie popłakałem. Przypomina mi się moment, gdy ginął Mufasa. Za każdym razem jak widziałem scenę śmierci starego lwa, przepełniała mnie nienawiść wobec oprawcy i smutek z powodu że dobry lew zginął i świadomość że świat już nigdy nie będzie taki sam...
Posępny morderca prasujący ubrania, niańczący dzieciaka i uprawiający ogródek. Wiedziałem że oprawcy Lynne wrócą, do miasta. Nie wiedziałem wszystkiego np. którego dnia przyjadą(Jak dowiedziałem się że jest Boże Narodzenie to wiedziałem że będzie), o której godzinie, ilu ich będzie. Jednego byłem pewien w 100%- żę przyjadą i to od strony ogródka, a ten będzie pierwszym ogródek będzie pierwszą rzeczą jaką stratują.... Litości
Ten film można potraktować albo jako straszny kicz, albo genialną awangardę(- jak planet terror)