Kurczę, znowu Full Moon i DVD, które gdzieś tam się kurzyło w kolekcji. Tym razem o cyber-technologii, która, rzecz jasna, ma doprowadzić ludzkość do zagłady. Film raczej nudny i głupi, acz na początku w epizodzie występuje niejaka Brinke Stevens. Główne postaci paradują w lateksowych wdziankach, istnieje strona horrorvision.com, która stoi za zniknięciami ludzi, a także murzyn w czarnym długim płaszczu a la "Matrix". Do tego robotyczne robaki i mechaniczny Predator, z którym głównemu bohaterowi przyjdzie się zmierzyć w końcówce. Plusem horrorów z wytwórni Full Moon jest to, że są krótkie - trwają zazwyczaj około 70 minut, nie dłużej. Nie inaczej jest tym razem...
Widziałem też "Deathbed" (2002) Danny'ego Dravena, reżysera "Horrorvision".
Aha, gore malutko, golizny zero, budżet skromniutki.