PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=557619}
7,0 75 tys. ocen
7,0 10 1 75350
7,1 51 krytyków
Hugo i jego wynalazek
powrót do forum filmu Hugo i jego wynalazek

Cóż wspólnego może mieć ze sobą słynny reżyser Martin Scorsese i powieść "Oliver Twist" Dickensa? Do czasu powstania filmu "Hugo i jego wynalazek", zapewne niewiele. Gdy jednak zeszłorocznym murowanym kandydatem do złotych statuetek Oscara w co najmniej kilku kategoriach został wspomniany film, twórca "Taksówkarza" ukazał swoje drugie, łagodniejsze oblicze. Do niedawna lubujący się w kinie mafiijnym ("Chłopcy z ferajny", "Kasyno") filmowiec trzymał się z dala od opowieści familijnych (chyba, że tych z naciskiem na familię włoską). Gdy jednak postanowił oprzeć swoje dzieło na książce Briana Selznicka, mimowolnie zanurzył się w świat baśni i marzeń, świat historii o biednej sierocie przywodzącej na myśl wspomnianego Olivera, dostarczając za cenę biletu do kina podróż jedyną w swoim rodzaju - przeprawę przez historię kinematografii.

Tytułowy Hugo (Asa Butterfield) jest sierotą mieszkającą na paryskim dworcu. Po stracie ojca i wujka żyje z dnia na dzień, regularnie nakręcając zegar wybijający godziny na stacji. Chłopak ma również cenną pamiątkę po tacie - mechanicznego mężczyzne, automatona, którego za wszelką cenę próbuje doprowadzić do stanu używalności. Brakujące mechaniczne części "pożycza" od właściciela pobliskiego sklepiku, George'a Meliesa (Ben Kingsley). Pewnego dnia zostaje jednak przyłapany na gorącym uczynku, co kończy się konfiskatą tajemniczego notesu chłopca. W wyniku rozwoju wypadków, Hugo poznaje wychowankę starszego mężczyzny, energiczną i zafascynowaną światem książek Isabelle (Chloe Grace Moretz). Wspólna znajomość dwójki młodych bohaterów doprowadzi do odkrycia tajemnicy łączącej starca z misternym robotem. Hugo musi mieć się jednak na baczności, ponieważ po stacji grasuje nadzorca (Sacha Baron Cohen) wyszukujący sieroty i oddelegowujący je do sierocińca bez żadnych skrupółów...

Pod względem audio-wizualnym, "Hugo..." jest bodajże najbardziej magicznym filmem w dorobku Scorsese. Imponujący koncept autonoma, pełen szczegółów i ruchomych elementów; wieża zegarowa z widocznym mechanizmem, ze wskazówkami majestatycznie poruszającymi się wokół tarczy; do tego klimat Paryża podkreślony charakterystycznymi francuskimi melodiami, z widokiem na Wieżę Eiffla...Klimat pięknej baśni dosłownie unosi się w powietrzu, wciągając widza w odrealniony świat marzeń sennych.

Szkielet fabularny "Hugo..." mocno kojarzy się z perypetiami Olivera Twista - osierocony główny bohater, nierzadko zmuszony uciekać się do drobnych kradzieży, z głową pełną pomysłów i wrodzonym sprytem to elementy stanowiące wspólny mianownik oraz pomost pomiędzy dziełem Dickensa a książką Selznicka. Wystarczy przenieść historię z ogarniętch biedą ulic Londynu do pięknie ukazanego Paryża lat '30, dodać szczyptę magii i...voilà, mamy gotowy przepis na "Hugo..."., będący ciepłą opowiastką o mocno familijnym zabarwieniu.

Pomimo całej swojej magii, przepięknie ukazana stolica Francji oraz ciepły wydźwięk snutej opowieści nie są w stanie zatuszować lekko wkradającej się momentami nudy. Dla jednych delikatnie oniryczny klimat całości, z dość powolną narracją będzie doskonałym pretekstem do chłonięcia magii kina ukazanej w filmie, dla innych widzów zaś pozbawione większej dynamiki tempo narracji może stanowić sporych rozmiarów rysę na cieszącym zmysły i rozkosznie załamującym światło diamencie.

Z przymrużeniem oka możnaby również stwierdzić, iż wspólnym mianownikiem "Hugo..." z filmową adaptacją "Olivera Twista" spod ręki Polańskiego jest obecność aktora Bena Kingsleya w obu produkcjach. Zarówno w jednym, jak i drugim obrazie, gra role doświadczonych przez życie osobników, których losy splatają się ze ścieżkami głównych bohaterów. George Melies jednak, w przeciwieństwie do Fagina, jest postacią pozytywną, skrywającą pewną tajemnicę...To właśnie owa tajemnica stanie się pretekstem do ukazania, niczym w mieniącym się miriadem barw kalejdoskopie, historii kina od jej skromnych początków. Warto jednak przekonać się w jaki sposób Scorsese serwuje nam ową niesamowitą podróż przez dzieje kinematografii na własne oczy.

Będą przy obsadzie produkcji, warto również napomknąć o roli Cohena ("Borat") odgrywającego postać nadgorliwego nadzorcy stacji. Swoim występem w "Hugo..." zdecydowanie odcina się od poprzednich dokonań, tj. ról parodystycznych, balansujących na granicy dobrego smaku. Jego postać to charakter o wyraźnych skazach tak fizycznych (niesprawna noga) jak i mentalnych. Dość powiedzieć, iż nadzorca ma wyraźny powód ku swojej krucjacie wobec sierot zamieszkujących paryski dworzec...

Wbrew słowom Meliesa, wg którego "szczęśliwe zakończenia zdarzają się tylko w filmach", Scorsese projekt swojego własnego genialnego wynalazku filmowego zwieńczył typowym happy-endem. Innymi słowy, udało mu się stworzyć film olśniewający wizualnie, wciągający widza w klimat magicznej opowiastki, przypominający czasy dzieciństwa, w których słuchało się z niesłabnącym zainteresowaniem bajek na dobranoc od zatroskanych rodziców. A że momentami "Hugo..." cierpi na chwilowe przestoje fabularne, będąc jednocześnie "zaledwie" solidnym kinem spod znaku produkcji familijnej? Dla widza delektującego się formą ponad treścią, stanowi to mało istotny szczegół.

W telegraficznym skrócie: "Oliver Twist" w Paryżu i pod banderą Scorsese; magia kina i ciepłej opowieści familijnej uchwycona na klatkach taśmy filmowej; lekkie dłużyzny nie przeszkadzają w pozytywnym odbiorze filmu.

Ogółem: 8-/10