clubbingu. Zresztą nakręcili go Brytyjczycy, a oni - tak sadzę - mają wyjątkowy dar obserwacji. Tyrka od poniedziałku do piątku, a w weekend życie od imprezy do imprezy, od klubu do klubu. Z wszystkimi towarzyszącymi clubbingowi "okolicznościami". Film wydaje się lekki, a nawet płytki, jak lekkie/płytkie staje się życie, gdy wpadnie się w wir clubbingu. O tyle podoba mi się ta produkcja, że nie ma w nim ani gorzkich refleksji (czyli: co, gdy po weekendzie nastaje szara rzeczywistość), ani ekscytacji tym stylem życia (czyli: that's really cool). To po prostu portret zjawiska.