"human...", to raczej tragikomedia, ludzie, których jedynym celem jest orbitowanie w przestrzeni weekendów. podobał mi się, fakt, ale jak dla mnie jest przybijający. taaa, szaleństwa, pierdoły, bunt wobec fucking queen i konwenansów. powiedziałabym, współczesne buszowanie w zobożu. film naprawdę, dobry, bo, tak jak lubię, skłania do myślenia.